Ucieczka galaktyk

Mirosława Piechota


Osoby

Bozo da Kozo (gwiezdny rycerz)
Huri ne Kuri (gwiezdny rycerz)
Umi (hostessa)
Kemi (hostessa)
Walmord von Trup
Wiz-Giz
Brut al But
Rija-Wywija
Buria la Furia
Oza Mimoza
Vam do Jam
Barman
Hator-Uzurpator (prezydent – władca)
Demon-Hegemon (naczelnik tajnych służb (milczący))
młodociane stadium Burian (mały pies lub inne spokojne zwierzątko)
Pinki:
– Chrum-Drum
– Kwik-Mik
– Plum-Ćlum


Akcja toczy się gdzieś we Wszechświecie, w nieokreślonej przyszłości bądź przeszłości, na planecie, gdzie żyje rozumna rasa świadoma swej wyjątkowości. Dumna ze swoich osiągnięć i przekonana, że wie, dokąd zdąża. Właśnie teraz odbędzie się konferencja na szczycie dotycząca przyszłości mieszkańców różnorodnych światów. Jest końcowym etapem wspólnych ustaleń i negocjacji. Ma zostać podpisany dokument zwany Instrukcją, regulujący międzygwiezdne stosunki społeczne i gospodarcze.


Scena I

Biuro rejestrujące gości. Stolik, komputer, plik „Instrukcji” dla uczestników konferencji. W nerwowym oczekiwaniu krząta się hostessa.

Umi: Dlaczego jeszcze jej nie ma? Goście już wylądowali. Jak ja sobie sama z tym poradzę?

Przekłada jeszcze raz przedmioty na biurku, poprawia fryzurę, otrzepuje spódniczkę.
Drzwi się uchylają, Umi zrywa się i biegnie do drzwi.

Keri: (niepewnie) To tutaj jest biuro rejestracji gości?
Umi: Tak, ale co się stało z Milą, dlaczego nie przyszła?
Keri: Nie wiem, podobno zrezygnowała w ostatniej chwili, więc przysłano mnie.
Umi: Czytałaś instrukcję?
Keri: Nie, ale jeśli ją masz, zaraz przejrzę.

Umi pokazuje jej grubą księgę.

Keri: (przerażona) To jest instrukcja?

Umi kiwa głową.

Keri: Wiesz co, ja chyba też rezygnuję.

Chce wyjść. Umi chwyta ją za ręce.

Umi: O nie, błagam, nie zostawiaj mnie samej. Dasz sobie radę, usiądź przy komputerze, będę ci podpowiadać.

Keri ogląda instrukcję

Keri: A ty to czytałaś?
Umi: Tak, ale pobieżnie. O, już są.

Podchodzi do drzwi i otwiera je z profesjonalnym uśmiechem i ukłonem. Uśmiech gaśnie jej na widok wielkiej czarnej postaci z rogami i mnóstwem odnóży. Walmord von Trup chrząka, warczy i wydaje nieokreślone, groźnie brzmiące dźwięki.

W recepcji
W recepcji (Rys. Maciej Krzywicki)
Umi: Przepraszam, czy mógłby pan przejść na intergalactic?
Walmord: Nie znoszę tego barbarzyńskiego dialektu, którym nie sposób się porozumieć, ale skoro innego nie znacie…
Keri: (do siebie) Nie dam sobie rady… (głośno) Gdzie pana zakwaterować? Ma pan jakieś szczególne życzenia?
Walmord: Proszę o apartament z odpowiednio szerokim łożem, może być z basenem, i porcję mięsa z Pinki, tylko nie z lodówki, musi być porządnie zleżałe i aromatyczne. Chcę coś przekąsić i rozprostować odnóża.

Przeciąga się.

Keri: Przykro mi, ale spożywanie mięsa Pinki jest u nas zakazane. Nie jadamy rozumnych członków Federacji.
Walmord: Pinki są dla was rozumne? Macie dziwne obyczaje. Dla mnie to tylko mięso. Co się zatem u was jada? Zdechłe kurczaki, śnięte ryby czy coś takiego? Niech więc będą te zdechłe kurczaki, byle w odpowiednim stanie rozkładu. Świeże mięso mi szkodzi.
Keri: Tak, oczywiście. Hotel Kosmos, apartament 666. Życzy pan sobie instrukcję w formie pisemnej czy elektronicznej?
Walmord: Mam dość odnóży by obsługiwać komputer. A czy w pobliżu znajdę jakiś cmentarz? Wieczorami lubię kontemplować. Ach, te wasze grobowce! Nie ma takich w całej Galaktyce. I ten niepowtarzalny aromat… U nas po uczcie pogrzebowej nie zostaje nawet kosteczka.
Umi: Zapewnimy panu wszelkie wygody.

Oddaje mu kartę z instrukcją i obchodząc go w pewnej odległości podbiega do drzwi i woła:

Umi: Taxi! Szybko, hotel Kosmos.
Keri: O gwiazdo neutronowa! To jakiś kanibal. Widziałaś jego szczęki?! A te odnóża… Do-brze, że nie zażyczył sobie hostessy na obiad.
Umi: Daj spokój, jest niegroźny. Żywi się tylko padliną. Póki żyjesz, nic ci nie grozi.
Keri: Ale ja nie wiem, czy przeżyję do wieczora.

Umi otwiera drzwi i wpuszcza następnego gościa – Wiz-Giza. Ten wpada i miota się po całej scenie, zaglądając we wszystkie zakamarki, wchodzi pod stół, ogląda podłogę, łapie urojone żyjątka i przegryza, zbiera coś z włosów i ubrań przerażonych hostess.

Keri: Dzień… och… dobry.

Wiz-Giz zbiera z jej ubrania coś nieokreślonego i uważnie ogląda.

Wiz-Giz: Przepraszam, zawsze najpierw sprawdzam pomieszczenie. One czają się wszędzie, a potem nagle – hop!… i wysysają mózg w dwie minuty. Wystarczy pozostawić jednego i… (wykonuje gest podcinający gardło i przewraca oczami) … jesteś trup.
Umi: Proszę się nie obawiać, u nas ich nie ma.
(do siebie) Cokolwiek by to było.
Keri: Zarezerwowano dla pana, zgodnie z życzeniem, superszczelne pomieszczenie bez okien, na ostatnim piętrze wieżowca, doskonale izolowane, z klimatyzacją.
Wiz-Giz: Żadnej klimatyzacji! Pani nie ma pojęcia, co może się przedostać przewodami!
Umi: Powietrze?
Wiz-Giz: O słodka naiwności! Czego was uczą w szkołach? Na mojej planecie nie prze-żyłybyście nawet godziny. Życie to walka o byt.
(spokojniej) Proszę zabezpieczyć wszelkie otwory. Na szczęście nie muszę się myć, jeść ani pić, a kiedy śpię – nie oddycham. Tylko od czasu do czasu muszę wyjść na słońce. Jestem samowystarczalny.
(z dumą) Wyższe stadium ewolucji.
Keri: Proszę, to instrukcja.

Wiz-Giz bierze ją ostrożnie, ogląda i dezynfekuje jakimś spray’em. Wychodzi, oglądając uważnie otoczenie.

Keri: Ostatnie stadium paranoi. Gdzie się rodzą takie dziwolągi?
Umi: On jest z O’brei, tam wszystko napada, gryzie, zjada i wysysa. Aż dziw, że udało się przeżyć rozumnej rasie. Ich ostrożność graniczy z paranoją. Dzięki temu jeszcze żyją.
Keri: Oni są chyba rozumni jakoś inaczej. Powinni się stamtąd wynieść, a planetę wysterylizować. Co będzie, jak się to wyżerające mózgi paksudztwo rozniesie po Kosmosie…

Rozgląda się ze strachem i wyciera ręce w chusteczkę higieniczną.

Umi: Daj spokój, skup się, idzie następny.

Wchodzą dwaj gwiezdni rycerze i salutują świetlnymi mieczami.

Razem: Witajcie!
Bozo da Kozo: Bozo da Kozo z Mega-Wypasu, współrzędne 100 na 9, Gwiazda Full-Odjazd.
Huri ne Kuri: Huri ne Kuri z Odwyku, 9 na 100 Freelove, itd. jak wyżej.
Bozo da Kozo: Właśnie wracamy z konferencji na temat „Prawo do życia rozumnych inaczej” w układzie Para Natur Morti.
Huri ne Kuri: Zadbamy, aby podczas zjazdu nie było żadnych incydentów.
Razem: Moc jest z nami!

Podnoszą miecze.

Keri: (szukając w komputerze) Przepraszam, gdzie leżą wasze planety, jakoś nie kojarzę…
Bozo da Kozo: Jak pani wleci do galaktyki J-23 od strony Full-Odjazd, to będzie drugie słońce po lewo… Zaraz, nie, po prawo, i czwarta planeta od słońca Me-ga to Wypas, a piąta Odwyk. Proste, nie?
Keri: Znalazłam, tak, to proste. Jaką formę instrukcji panowie sobie życzą?

Umi podaje im kartę i książkę, do wyboru.

Bozo da Kozo: My nie czytelni – my oglądowi.
Umi: Rozumiem. Piktografomani. To będzie bardziej zbliżona forma.

Podaje im kartę.

Huri ne Kuri: I tak znamy to na pamięć.

Bierze kartę i chowa do kieszeni.

Huri ne Kuri: Chcielibyśmy pozwiedzać przybytki. To ostatnia okazja…

Bozo da Kozo szturcha go w bok.

Bozo da Kozo: Zabytki, to znaczy budowle, muzea, teatry i miejsca tego waszego kultu…
Huri ne Kuri: No, mówiłem przecież, że przybytki.

Bozo da Kozo gromi go wzrokiem.

Umi: Zwiedzanie metropolii jutro wieczorem po obradach. Życzymy miłego pobytu.
Keri: W razie czego bądźcie gdzieś w pobliżu…
Huri ne Kuri: Oczywiście. Moc jest z nami!

Wychodzą. Wchodzi następny gość.

Rija-Wywija: Jesstem Rija-Wywija z prasstarej rassy ssamotna żmija z planety Ssłoneczna Pusstynia. Żeby przeżyć na waszej ssuchej i szarej planecie potrzebuję dużo ssłońca, dużo ciepła i dużo wody.
Keri: Mamy dla pani słoneczny pokój z basenem i tarasem.
Rija-Wywija: Bassen i tarass ssą w sstanie mnie uszczęśśliwić. Jesstem w pełni ussatyssfakcjonowana. Proszę o insstrukcję. A do tego wszysstkiego proszę mi przyssłać do pokoju małą żywą myszkę albo małego żywego piesska, albo dużą ssłodką hosstessę.

Podchodzi bliżej do Umi.

Rija-Wywija: Sstarczy na ssto dni.

Umi cofa się ostrożnie. Rija wyjmuje z kieszeni jabłko i syczy:

Rija-Wywija: Sspróbuj ssłodkiego jabłuszka.

Drugą ręką rozkłada drobne małe jajeczka obok komputera i do kieszeni przestraszonych hostess. Keri chwyta za telefon, komunikator lub wciska guzik.

Keri: Błagam, przyślijcie kogoś, mamy kłopoty.

Wpadają gwiezdni rycerze.

Bozo da Kozo: Co się dzieje?
Keri: Ta pani jest niebezpieczna.
Rija-Wywija: Ja? Niebesspieczna? To bezssenss. Jesstem tylko ssobą.
(do Umi) Do nasstępnego sspotkania, sskarbie.

Wychodzi, wijąc się, za nią gwiezdni rycerze.

Umi: Nie cierpię żmij. Omal mnie nie zahipnotyzowała.

Umi otrząsa się ze wstrętem.

Keri: Zapomniała wziąć instrukcję. Wyślę jej do hotelu.

Za sceną słychać krzyki i odgłosy walki. Wpada Buria la Furia z włosami i odzieżą w nieładzie, wymachując rękami. Za nią trochę bezradni gwiezdni rycerze.

Buria la Furia: To ma być powitanie? To skandal! Nikt na mnie nie czekał, nie przysłano taksówki, nie odebrano bagażu, nie dostałam kwiatów ani nic do jedzenia, a ja z głodu dostaję szału!

Rzuca pod nogi i kopie torbę lub walizkę.

Buria la Furia: Na dodatek odebrano mi dziecko, twierdząc, że pies musi przejść przepisową kwarantannę. Tłumaczyłam tym idiotom, że to młodociane stadium larwalne Burian, ale nikt mnie nie słuchał! Żądam niezwłocznego spotkania z Bogiem, prezydentem czy kimkolwiek, kto tu jest odpowiedzialny! I natychmiast oddajcie mi moje dziecko, bo was rozszarpię.
Huri ne Kuri: Bozo, skocz po tego kundla i przynieś jakieś ciasteczka.
Umi: Proszę się uspokoić. Zaraz wszystko naprawimy. Niech pani usiądzie.

Podsuwa jej krzesło.

Buria la Furia: (do Keri) Żądam apartamentu na parterze, jak najbliżej parku. Moje dziecko musi się wybiegać. Jeśli nie zapewnię mu optymalnych warunków, nie osiągnie w pełni inteligentnej, dorosłej postaci Buriana. I to będzie wasza wina! Pozwę was do sądu! Zażądam odszkodowania! Wasza cholerna planeta nigdy nie zdoła się wypłacić!
Huri ne Kuri: Spokojnie, bo zamiast do hotelu skierujemy panią na kwarantannę, a tam jest mniej komfortowo.
Buria la Furia: Grozicie mi?! Wy pseudorycerze, niedobitki gwiezdnych wojen, wyrzutki upadłej galaktyki, odpadki z ogona komety, wypluwki gwiazdy neutronowej, zbiorniki samolubnych genów odstawione na manowce ewolucji, wybrakowane mózgi z gwiezdnej wyprzedaży!

Bozo da Kozo podaje jej psa. Stoi obok i trzyma pudełko ciasteczek w zasięgu ręki Burii.

Buria la Furia: Och mój słodki, kochany, co ci barbarzyńcy z tobą zrobili, przeżyłeś szok, to się może odbić na twoim rozwoju psychofizycznym. Chcesz ciasteczko?

Częstuje się ciasteczkiem, zjada trochę, a resztę podaje psu. Przytomnieje i uspokaja się po kolejnym ciasteczku.

Buria la Furia: Co za ulga! Trzeba było od razu tak nas witać. Dziękuję, jesteście bardzo mili. Czy bylibyście tak uprzejmi i pomogli mi zanieść walizkę?

Wychodzą Buria z psem i gwiezdni rycerze.

Umi: Jednak moc ich czasem zawodzi.
Keri: Ale na szczęście znają instrukcję.

Wchodzi Vam do Jam.

Vam do Jam: Dzień dobry. Czy jest dla mnie odpowiedni pokój?
Keri: Oczywiście. Hotel Kosmos przy cmentarzu. Lubi pan kontemplować?
Vam do Jam: Nie wiem, co to znaczy kontemplować, ale czy znajdą się dla mnie takie małe, białe robaczki?
Keri: Larwy muchówek? Oczywiście. Jeśli chce pan łowić ryby, możemy również wypożyczyć sprzęt.
Vam do Jam: Nie bardzo rozumiem, nie chcę „łowić ryby” tylko chcę małe, białe robaczki. Jestem monofagiem.
Keri: Oczywiście. Proszę spytać w hotelu. Na pewno znajdą je dla pana.
Vam do Jam: To dobrze, bo została mi ostatnia puszka. Dziękuję miłym paniom.

Wychodzi zaopatrzony w instrukcję.

Keri: Co to jest monofag?
Umi: Poszukaj w instrukcji. Nie pamiętam.

Keri kartkuje instrukcję, jej twarz wyraża zdumienie, przestrach, zamyśla się i odkłada instrukcję szybkim ruchem, jakby ją parzyła w ręce.

Za drzwiami słychać śmiechy. Po chwili wchodzą trzy ubrane na różowo Pinki. Witają się wylewnie, całując w policzki Umi, a Keri, siedzącej przy komputerze, posyłają całusy. Umi jest trochę skrępowana tą wylewnością.

Umi: Witamy serdecznie, skąd panie przybywają? Czym możemy służyć?
Chrum-Drum: Jesteśmy z planety Pinki,
gdzie żyją same dziewczynki.

Chichocze.

Plum-Ćlum: Prosimy o jeden wspólny pokój z łazienką i trzyosobową wanną. My się nigdy nie rozstajemy, nawet w kąpieli – rozumiecie, względy bezpieczeństwa.

Chichocze.

Kwik-Mik: Zbyt wielu drani czyha na nasze mięsko.

Chichocze.

Chrum-Drum: Podobno macie tu świetne kąpiele błotne.

Chichocze.

Plum-Ćlum: I kruche ciasteczka z bitą śmietaną i wisienką.

Chichocze.

Kwik-Mik: Mam nadzieję, że wilki trzymacie pod kluczem.
Chrum-Drum: A Walmordy i zagrysy nie odwiedzają tych stron.
Plum-Ćlum: Czy to prawda, że można u was zjeść słoik wisienek w koniaku i nie wsadzają za to do wariatkowa?
Kwik-Mik: Czy możemy od razu zamówić trzy słoiki wisienek do pokoju?
Chrum-Drum: Całą wazę.
Plum-Ćlum: Wiaderko!
Keri: Chwileczkę. Wieczorem będzie spotkanie informacyjne. Resztę zakodowano na karcie, wystarczy włożyć ją do czytnika w hotelu i wszystkiego się panie dowiedzą.

Kwik-Mik ogląda kartę jak egzotyczny okaz. Podaje pozostałym Pinkom.

Kwik-Mik: A którą stroną?
Umi: (pokazuje) O tak, błyszczącym do góry. Życzymy miłego pobytu.

Pinki chichoczą i radośnie wybiegają na paluszkach.

Pinki: Pa pa, miłego dnia.
Keri: Wiesz coś o nich? Wyglądają sympatycznie.
Umi: W instrukcji napisano, że wiśnie w koniaku to na ich planecie zakazana używka. A poza tym podobno wśród nich w ogóle nie ma facetów. Wyobrażasz to sobie?
Keri: Niemożliwe! To jak się rozmnażają?
Umi: Przeczytaj instrukcję.
Keri: Mam czytać całą tę cegłę?
Umi: To pasjonująca lektura. Science-fiction z elementami historii, geografii, astronomii i psychologii. Na dodatek kryminał i horror. To arcydzieło.

Keri bierze do ręki instrukcję, ale zaraz ją odkłada, bo wchodzi następny gość.

Brut al But: Wita was Brut al But.
Pozdrowienia z planety Knut.

Wykonuje wymachy i wykopy karateki z charakterystycznym okrzykiem. Umi cofa się i chowa za biurko.

Brut al But: Muszę stale trenować, panie wybaczą, nie wiadomo, kiedy przyjdzie mi stoczyć walkę na śmierć i życie.
Keri: Tutaj odbędzie się konferencja pokojowa, a nie zawody Kung-Fu.
Brut al But: Dobra, dobra, wiem, jak to jest. Najpierw podpisanie traktatów pokojowych, a potem zamieszki na ulicach, petardy, gazy łzawiące, kamienie… to jest prawdziwe życie, cudowne.
Umi: Prosimy o zachowanie spokoju. Siły porządkowe są w pogotowiu.
Brut al But: (z zachwytem) Naprawdę? Fantastycznie! Od tygodni marzę o spotkaniu. Ale będzie zadyma!
Keri: Proszę uważać, możemy zastosować areszt prewencyjny, a wtedy zobaczy pan obrady zza krat.
Brut al But: Żartowałem, pomarzyć sobie nie wolno? Ależ to upierdliwa planeta.

Umi chrząka znacząco.

Brut al But: Macie jakiś przyzwoity pokój?
Keri: Hotel Kosmos, trzecie piętro, balkon – pasuje?
Brut al But: OK. Skaczę do tej wysokości. Byle z daleka od tych z mackami, żelazną szczęką i tytanowym pancerzem. Zniszczę sobie buty.

Robi kolejny wykop.

Brut al But: A może panie wiedzą, gdzie zakwaterowano te trzy blondyneczki w różowych haleczkach?
Umi: Pinki?
Brut al But: O właśnie, Pinki. Jakież to przemiłe i słodkie stworzenia. Lecieliśmy razem od pierścieni Saturna i całą drogę graliśmy w grę „szukamy wisienki”. Ach, jak one umiały ją schować!
Keri: Pan chyba zapomniał, po co tu przyleciał.
Brut al But: Ależ skąd, pamiętam. Mam tylko coś tam podpisać i spadać, ale dlaczego nie mogę przy okazji się zabawić? Wszystko, co przyjemne, jest na tej planecie zakazane. Pić i palić też pewnie nie wolno?
Umi: Wolno pić wodę i palić ognisko w specjalnie przeznaczonym miejscu.
Brut al But: Dobre i to. Pójdę napić się wody i rozpalę ognisko, a potem będę śnić o gwiezdnych wojnach.

Bierze instrukcję i wychodzi.

Keri: Oryginalny marzyciel.
Umi: Raczej bohater-gawędziarz. Co w głowie, to w mowie, ale do czynu daleko jak stąd do Syriusza.
Keri: To też przeczytałaś w instrukcji?

Umi uśmiecha się zagadkowo.

Umi: Nie doczytałam do końca.
Keri: To może ja zajrzę na koniec?
Umi: Nie radzę. Pewnych rzeczy lepiej nie wiedzieć.

Wchodzi następny gość.

Oza Mimoza: Witam miłe panie. Poproszę o coś miękkiego do siedzenia. Ta wasza grawitacja mnie wykańcza. Nie mogliście zorganizować zjazdu na księżycu? Tam przynajmniej nie ma przeciągów, wiatru ani deszczu, no i ciążenie odpowiednie.
Umi: Mamy przygotowane specjalne komory ze zmniejszoną grawitacją, gdzie będzie pani mogła odpocząć.
Keri: I specjalne pojazdy dowożące na obrady.
Oza Mimoza: A jest tu jakaś ochrona przed żmijami, morowym powietrzem i tym paskudztwem wyżerającym mózgi, które lęgnie się na O’Brei?
Keri: Tak, oczywiście. Może pani spać spokojnie.

Rozgląda się niepewnie.

Oza Mimoza: Och, ja prawie nigdy nie śpię, boję się, że może mnie dopaść nagła śmierć, spowodowana którymkolwiek z wymienionych czynników i nie wiem, czy mogę mieć pewność, że moje doczesne szczątki trafią w całości na rodzinną planetę i doczekają rytualnego rodzinnego pochówku.
Umi: Jeśli pani życzy sobie dodatkowego ubezpieczenia, mogę poprosić agenta.
Oza Mimoza: Nie trzeba. Jestem ubezpieczona od wszelkich następstw, wszelkich losowych zdarzeń, choć nie do końca jestem pewna, że przewidziano wszystkie, zwłaszcza tak nietypowe jak nieumyślne zabicie niemyślącej osoby albo też rozumnej inaczej, albo chwilowo niepoczytalnej. Czy w takim wypadku mogę czuć się niewinną i opuścić waszą planetę jako osoba wolna i przestrzegająca prawa…
Keri: Tak, to znaczy…
Umi: Nie! U nas nie wolno zabijać istot rozumnych.
Oza Mimoza: A nierozumne wolno?
Umi: Też nie wolno, ale…
Oza Mimoza: To „ale” jest intrygujące. Dostrzegam w nim pewną szczelinę w prawie, które nie do końca precyzyjnie określa co wolno, a czego nie wolno. Więc jeśli pewne osoby mają rozum, ale go nie używają, można je uznać za istoty rozumne? A jeśli posiadam broń, ale jej nie używam, można mnie nazwać mordercą? A jeśli ktoś, kto nie używa broni, zabije kogoś, kto nie używa rozumu, nazwiecie to morderstwem?
Keri: Ja już nic nie rozumiem z tej retoryki.
Umi: Na wszystkie pytania uzyska pani odpowiedź na spotkaniu informacyjnym, reszta zakodowana jest na karcie…
Oza Mimoza: A czy uzyskam odpowiedź na pytania, których nie rozumieją osoby, przedstawiane mi jako istoty rozumne, jak też posiadające organy wskazujące na korzystanie z rozumu, ale go nie używające, czyli chwilowo nierozumne, lub chwilowo niepoczytalne…

Keri podaje jej kartę.

Keri: Proszę. Miłego posiadania używanego rozumu.

Orientuje się w przejęzyczeniu i zasłania usta. Umi chrząka wymownie, odciąga Ozę Mimozę do drzwi i otwiera je.

Umi: Taxi, taxi! Szybko, do Hotelu Kosmos. Do widzenia.

Wraca za biurko i opada na krzesło z jękiem.

Umi: Instrukcja mówi, że dyskusja z nimi nie ma sensu. Oni myślą inaczej.
Keri: Rzeczywiście, można od tego stracić orientację i poczucie bezpieczeństwa. Chyba już nigdy nie będę spać spokojnie. Nie wiem, czy jestem istotą rozumną i czy można mnie zabić za chwilowe nieużywanie rozumu… A do tego te mózgożerne potwory z O’Brei, najwyraźniej wszyscy już je znają. A jeśli ten Viz-Giz jest zarażony?
Umi: Zróbmy sobie przerwę na kawę, należy nam się. Wyłącz komputer.
Keri: Zaczekaj, wezmę tę instrukcję, poczytam przy kawie.

Umi zatrzymuje ją gestem.

Umi: Stop. Nie wolno jej stąd wynosić. Jest tajna. Do wglądu tylko dla gości i obsługi. Ostatecznie możesz zajrzeć na koniec.

Keri kartkuje instrukcję, zagląda na koniec, czyta, z niedowierzaniem patrzy na Umi.

Keri: (przerażona) To prawda?

Umi kiwa głową. Keri opuszcza ręce, instrukcja wypada jej z rąk. Kurtyna.

Scena II

Bar w Hotelu Kosmos. Barman wyciera szklanki, ustawia butelki i pucharki. Na barze obowiązkowo Cola i wiśnie w słoiczkach. Wchodzą Pinki i podchodzą do baru.

Chrum-Drum: Czy są wisienki w koniaku?
Barman: Oczywiście.
Chrum-Drum: Więc poprosimy słoiczek. I trzy ciasteczka z bitą śmietaną.
Plum-Ćlum: Coś ty, całą wazę wisienek!
Kwik-Mik: Wiaderko! I sześć ciasteczek.
W barze
W barze (rys. Maciej Krzywicki)

Barman podaje im zamówione rzeczy.

Plum-Ćlum:/td>

Tak mało!
Chrum-Drum: Chodź, jak zjemy, zamówimy dokładkę.

Siadają przy stoliku i zajadają wisienki. Są coraz bardziej rozbawione. Wchodzi Walmord von Trup.

Walmord: Znajdzie się dla mnie jakiś przedwczorajszy kotlet?
Barman: Chwileczkę, poszukam.

Chowa się za barem. Wychodzi spod baru i drzwiami do kuchni.

Barman: Halo, macie jakiś przedwczorajszy kotlet?
(po chwili, z irytacją) No to poszukajcie w śmietniku.
(do Walmorda) Już przyrządzają.

Po chwili podaje mu na talerzu kotlet. Walmord wącha z zadowoleniem i idzie do stolika w kącie. Delektuje się kotletem. Wchodzi Brut al But i macha ręką do Pinek, podchodzi i siada przy ich stoliku, rozmawiają, Pinki chichoczą, grają w kości, kto wygrywa, zjada wisienkę. Wchodzi Vam do Jam i podchodzi do baru.

Vam do Jam: Znajdzie się dla mnie coś do zjedzenia?
Barman: Sałatka księżycowa, gulasz a la mort, latające risotto, frywolne kurczaki w mini spódniczkach, płonące lody z Merkurego.
Vam do Jam: A czy są w tym takie małe, białe robaczki?
Barman: No wie pan! Zaraz zaraz, małe, białe… Ach tak, rozumiem. Na ryby. Zaraz poślę kogoś do sklepu wędkarskiego. Proszę tymczasem usiąść i wypić drinka.

Podaje mu napój.

Vam do Jam: O co im chodzi z tymi rybami? Jestem monofagiem. Nie jadam ryb, tylko małe, białe robaczki – larwy muchówek.

Przysiada się do Walmorda. Dobrze podchmielone Pinki zaczynają śpiewać – rapują.

Chrum-Drum: Na krańcach galaktyki
Plum-Ćlum: Mieszkały wredne byki,
Kwik-Mik: Co zamiast smacznej zupy
Chrum-Drum: Lubiły jadać trupy.
Razem: Kwi, kwi, ole, kwi, kwi, ole,
To bardzo, bardzo źle.
Kwi, kwi, ole, kwi, kwi, ole,
To bardzo, bardzo źle.
Plum-Ćlum: Gdy żyło się spokojnie,
Kwik-Mik: Marzyły wprost o wojnie,
Chrum-Drum: Bo walka do ostatka
Plum-Ćlum: To dla nich tania jatka.
Razem: Kwi, kwi, ole, kwi, kwi, ole,
To bardzo, bardzo źle.
Kwi, kwi, ole, kwi, kwi, ole,
To bardzo, bardzo źle.

Wtóruje im Brut al But.

Kwik-Mik: Raz w gwiazdozbiorze Sępa
Chrum-Drum: Wyjadły cały cmentarz.
Plum-Ćlum: Za tak wybredne smaki
Kwik-Mik: Powinny iść do paki.
Razem: Kwi, kwi, ole, kwi, kwi, ole,
Nie byłoby to źle.
Kwi, kwi, ole, kwi, kwi, ole,
Nie byłoby to źle.

Walmord von Trup coraz bardziej zirytowany odstawia z hałasem talerz.

Chrum-Drum: Choć lubisz jadać Pinki,
Plum-Ćlum: Pysk precz od wieprzowinki.
Kwik-Mik: Gdy wrzucisz nas do gara,
Chrum-Drum: Spotka cię straszna kara.
Razem: Kwi, kwi, ole, kwi, kwi, ole,
Dziś odegramy się.
Kwi, kwi, ole, kwi, kwi, ole,
Dziś odegramy się.

Walmord von Trup energicznie wstaje i robi krok w kierunku Pinek, one piszczą i chowają się
za Brut al Buta.

Brut al But: Spokojnie, one tylko trochę za dużo zjadły.
Walmord: Nie prowokujcie mnie, bo skończycie jako gulasz a’la Pinka!
Chrum-Drum (histerycznie) On nam grozi, wszyscy słyszeli.
Vam do Jam: Spokojnie, te panie za dużo wypiły.
Plum-Ćlum: nie pijemy, my tylko jemy wisienki… uop (czka)
Kwik-Mik: Ale chętnie postawimy panu drinka na zgodę.

Idzie do barmana chwiejnym krokiem.

Walmord: Nie piję. Te wasze głupie docinki dotyczą zdarzeń historycznych sprzed kilku wieków. Nie odpowiadam za czyny swoich przodków.
Plum-Ćlum: my za czyny naszych tyłków… Au, pomylone świnki, pomylone świnki…

Kwik-Mik niesie drinka, a po drodze wrzuca ukradkiem kawałek musującej tabletki.

Chrum-Drum: Więc wypijmy za naszą zgodę i przyjaźń. Olejmy przodków.

Czka.

Walmord: Nie piję z „mięsem”, a swoich przodków szanuję.
Chrum-Drum: Teraz to pan nas obraża.
Plum-Ćlum: Zapomnijmy o przeszłości.
Chrum-Drum: Za zgodę między narodami.
Kwik-Mik: Zdrowie pana Walmorda!

Podaje szklankę Walmordowi. Ten zrezygnowany bierze szklankę, podchodzi do stolika i stawia ją przed Vam do Jamem, bierze jego pustą szklankę i pokazuje Pinkom, że wypił toast, a potem odstawia ją i wychodzi. Vam do Jam wypija machinalnie i podchodzi do barmana.

Vam do Jam: Proszę mi dostarczyć moje robaczki do pokoju. Jestem zmęczony. Dobranoc.

Wychodzi.

Brut al But: No to jeszcze po wisience i pójdziemy się pobawić w wilka i trzy świnki. Jestem straszny, straszny wilk i zaraz pożrę jedną z was.

Pinki z piskiem uciekają ze sceny. Za nimi Brut al But. Wchodzą gwiezdni rycerze i podchodzą do baru.

Huri ne Kuri: Przyleciałem prosto z Odwyku, macie coś ekstra?
Barman: (niepewnie) Sok pomarańczowy? (do Bozo da Kozo) A dla pana?
Bozo da Kozo: Ja prosto z Wypasu, tylko wodę, proszę.

Zaczynają się śmiać.

Huri ne Kuri: Żartowaliśmy.
Bozo da Kozo: Może te płonące lody z Merkurego? Podobno dobrze robią na moc.

Barman stawia przed nimi pucharki.

Huri ne Kuri: A dlaczego nie płoną?
Barman: Bo właśnie spłonęły. Wasza moc je zgasiła.

Odchodzą do stolika i raczą się lodami. Wchodzi Rija-Wywija i siada przy barze.

Rija-Wywija: Mam sstraszną ochotę na coś ssłodkiego. Czy jesst ssyczący ssorbet z Ssaturna?
Barman: (przedrzeźniając) Nie, ale są ssłoneczne ciassteczka sskropione ssezamowym ssyropem.
Rija-Wywija: Więc poproszę.

Wdzięczy się do barmana i jednocześnie chowa swoje jajeczka między szklankami i pod barem. Bierze drinka i ciasteczka i siada obok gwiezdnych rycerzy. Wyjmuje swoje jabłko.

Rija-Wywija: Może sspróbujecie…
Bozo da Kozo: Nie z nami te numery. Proszę to schować, bo skonfiskuję.

Rija posłusznie chowa jabłko.

Rija-Wywija: Sstrasznie tu ssmutno. Jesstem sspragniona ssilnych wrażeń, a tu nic ssię nie dzieje.
Huri ne Kuri: Oj, będzie się działo…
Barman: Po drugiej stronie ulicy jest dyskoteka, a w podziemiach kasyno.
Rija-Wywija: To posspolite rozrywki. Ja gusstuję w bardziej ssubtelnych.
Bozo da Kozo: Może ma pani ochotę na nocny spacer?
Huri ne Kuri: To nie było zbyt subtelne. Może lepiej zwiedźmy jakiś przybytek.
Bozo da Kozo: Zabytek, ty…
Huri ne Kuri Mam lepszy pomysł dla pani: wyjście do opery. Podobno grasuje tam jakiś upiór, aż strach się bać.

Wchodzi Buria la Furia i podchodzi do baru.

Buria la Furia: Chcesz ciasteczko, mój malutki? Poproszę o mięsnym smaku. O, co my tu mamy, twój przysmak.

Zbiera rozłożone przez Riję jajeczka.

Rija-Wywija: To najzwyklejszy w śświecie sskundlony piess. Przemyciła go tutaj podsstępem.
Buria la Furia: Jak pani śmie! A to żmija! Zaraz powiem, że wciska pani wszędzie te swoje obrzydliwe jaja, żeby się z nich wylęgły następne wredne, podstępne i ohydne żmije. Na szczęście moje dziecko bardzo je lubi.

Zbiera jajeczka i karmi nimi psa. Wyjmuje je także z kieszeni zdziwionych gwiezdnych rycerzy.

Rija-Wywija: Morderczyni!
Buria la Furia: Zdrajczyni!
Huri ne Kuri: Czy pani wie, że nie wolno porzucać swojego potomstwa na obcych planetach? Za to grożą poważne konsekwencje. Łamie pani prawo.
Bozo da Kozo: Może się pani teraz spodziewać silnych wrażeń.
Rija-Wywija: Wszysscy tak robią. Ssory, to insstynkt. Zabieram zaraz co sswoje i sspadam sstąd.

Rycerze szukają po całym barze jajeczek Riji.

Buria la Furia: Nie trudźcie się. Mój piesynek załatwi resztę. Co do jednego. Ma instynkt. (do psa) Najadłeś się, malutki? Zaraz pójdziemy na spacerek.

Wchodzi Oza Mimoza.

Oza Mimoza: Dobry wieczór. Przepraszam, czy ktoś z państwa to zgubił?

Pokazuje foliową torebkę z jajeczkami Riji.

Oza Mimoza: Znalazłam to w holu, w doniczce, w toalecie pod umywalką, a nawet we własnej torebce.
Buria la Furia: Ja się tym zajmę, a właściwie mój piesynek.

Odbiera torebkę z rąk Ozy i wychodzi.

Oza Mimoza: Czy wśród państwa są może osoby posiadające i używające rozumu, bo tylko takich uważam za partnerów do rozmowy i chociaż wszyscy tu obecni niewątpliwie rozum posiadają, nie mogę mieć pewności, że go używają, bo jakkolwiek używanie rozumu jest czynnością oczywistą w przypadku jego posiadacza, to udowodnienie, czy się takowym w danej chwili posługuje jest trudne i wyczerpujące, zwłaszcza w warunkach zwiększonej grawitacji i dla tak delikatnej istoty jak ja, nie mówiąc już o osobie nie używającej rozumu w sposób dogłębnie przemyślany i zgodny z jego przeznaczeniem…

Na widok zadziwionych i skonsternowanych twarzy słuchaczy przerywa orację.

Oza Mimoza: Czy powiedziałam coś niestosownego? Czy państwo nie należą do istot rozumnych?
Bozo da Kozo: Jesteśmy jak najbardziej rozumni, ale pani wywody są bardziej pokrętne niż spiralne galaktyki, a słuchając ich można stracić rozum.
Oza Mimoza: Czyli, jak rozumiem, państwo posiadają rozum, ale w danej chwili z niego nie korzystają, a więc gdybym chciała teraz popełnić jakąś zbrodnię, zostanę uniewinniona, gdyż nie zabiję istoty rozumnej, tylko chwilowo niepoczytalną, zatem mój czyn nie może być karalny, bo nie dotyczy istoty rozumnej.
Huri ne Kuri: Niech się pani napije, to powinno wyciszyć mordercze fantazje.

Podaje jej drinka, Oza pije, zamyśla się.

Oza Mimoza: Ale gdyby tak uznać wszystkich…
Huri ne Kuri: Do dna.

Wskazuje na jej kieliszek. Oza wypija do dna.

Oza Mimoza: Tak, to proste. Teraz wszystko rozumiem.
Bozo da Kozo: I mam nadzieję, że nie planuje pani zbrodni na bezrozumnych i bezbronnych mieszkańcach planety, którzy chwilowo zapomnieli, że mają rozum.
Oza Mimoza: Ja tego nie planuję, pójdę spać. Dobranoc.

Wychodzi.

Huri ne Kuri: Ten wszechświat jest nieźle pokręcony. Jeden musi się najeść, drugi napić, a jeszcze inny zamknąć w pokoju bez okien, aby poczuć się normalnie.
Bozo da Kozo: Powiem ci szczerze. Rozum to przeżytek. Zobaczysz, wszechświatem zawładnie moc.
Huri ne Kuri: Oglądałeś instrukcję?
Bozo da Kozo: Nie doszedłem do końca. Oczy mnie rozbolały.

Za sceną słychać krzyki i piski. Do baru wpada Kwik-Mik, śmiertelnie przerażona, nie może wydobyć głosu. Rycerze chwytają za miecze.

Bozo da Kozo: Co się stało? Wilk pożarł jedną z was?

Kwik-Mik kręci głową. Wpada Plum-Ćlum.

Plum-Ćlum: Tam! Trup!
Kwik-Mik: On trup. To moja wina!

Płacze.

Huri ne Kuri: Walmord von Trup? Utrupił kogoś?
Bozo da Kozo: Dopiero co piłyście z nim na zgodę.

Chrum-Drum wpada na scenę.

Chrum-Drum: Tam leży trup. Nie Pinka i nie von Trup tylko zwykły trup, chyba Vam do Jam.
Kwik-Mik: To straszne, och, straszne.

Chlipie.

Bozo da Kozo: Gdzie on jest?
Plum-Ćlum:/td>

W damskiej toalecie.
Huri ne Kuri: Co on tam robił?
Chrum-Drum: No, to co wszyscy…
Kwik-Mik: Chyba czegoś szukał.

Rycerze wybiegają z baru. Pinki siadają i szepczą coś między sobą. Wycierają nosy i oczy. Wracają rycerze.

Bozo da Kozo: Nie ma żadnych śladów na ciele. Ktoś go otruł.
Huri ne Kuri: Albo ukąsił.
Bozo da Kozo: Albo zagadał na śmierć. Gdzie jest Brut al. But?
Kwik-Mik: Skoczył na górę.
Bozo da Kozo: A Rija-Wywija?
Chrum-Drum: Zwinęła się.
Huri ne Kuri: A Buria la Furia?
Plum-Ćlum: Poszła na spacer z psem… to znaczy z tym swoim młodym.
Bozo da Kozo: A Walmord von Trup?
Chrum-Drum: Pewnie poszedł kontemplować. Sprawdźcie rano, czy groby są nienaruszone.
Bozo da Kozo: Idźcie do pokoju, nic nikomu nie mówcie i nigdzie nie wychodźcie. My to załatwimy.

Pinki przytakują i posłusznie wychodzą.

Bozo da Kozo: Zaniesiemy go do cmentarnej kaplicy, a po zakończeniu obrad zgłosimy wypadek. Po co nam kłopoty.
Huri ne Kuri: Jasne, masz rację. Wszystko według instrukcji.
Bozo da Kozo: A niech to, nie pisałem się na taką ochronę.

Wychodzą. Kurtyna.

Scena III

Sala obrad. Zbierają się goście. Wchodzą kolejno Wiz-Giz, Rija-Wywija, Pinki, Brut al But, Buria la Furia, Oza Mimoza, Walmord von Trup. Gwiezdni rycerze zajmują miejsca przy drzwiach, stają z mieczami uniesionymi w górę. Wchodzi Hator-Uzurpator, współtwórca instrukcji i przewodniczący obrad. Wszyscy witają go brawami. Za nim idzie milczący Demon-Hegemon. Staje z tyłu za Hatorem.

Hator-Uzurpator: Witajcie szanowni delegaci. Nasze obrady zapoczątkują nową erę w dziejach Wszechświata. Podpiszemy traktat, który raz na zawsze rozwiąże nasze wspólne problemy. Zdajecie sobie sprawę, że dobro ogólne i interes społeczny wymagają pewnych wyrzeczeń i ofiar. Niedobór zasobów energetycznych i żywnościowych wymusza konieczność radykalnych rozwiązań. Wierzę, że w imieniu waszych cywilizacji jesteście na to gotowi. Wszyscy czytaliście instrukcję.
Głosy z sali: Niezupełnie… Nie do końca… To strasznie obszerny tekst…
Huri ne Kuri: To komiks Gigant.
Hator Uzurpator: Instrukcja jest owocem wcześniejszych dyskusji, współpracy wielu naukowców i polityków, jest kamieniem węgielnym przyszłego oblicza wszechświata. Dlatego proszę traktować ją z należytą powagą.

Na gest Hatora Demon-Hegemon rozdaje delegatom instrukcje.

Hator-Uzurpator: Jeśli nie macie żadnych uwag, proszę każdego o podpisanie swojego egzemplarza lub złożenie pieczęci.
Walmord: Mam pewne zastrzeżenia co do tekstu, przeczytałem go do końca i uważam, że propozycje w nim zawarte nie są zgodne z naszym światopoglądem. Szanujemy swoich przodków i nie zgadzamy się na radykalne zmiany naszych obyczajów. Zjedzenie przodka po śmierci to nie to samo, co uśmiercenie go w celu zjedzenia. Przyznawanie statusu istoty rozumnej także budzi moje wątpliwości. Cokolwiek myślę o Pinkach, potrafię odróżnić dobro od zła, a świeże mięso od padliny. Mój węch mnie nie myli. A tutaj… (pokazuje na instrukcję) coś śmierdzi.
Oza Mimoza: Odnośnie kryterium rozumności mogę jednoznacznie stwierdzić, że wątpliwym jest używanie rozumu przez jednostki, czy też grupy będące autorami instrukcji, co poddaje w wątpliwość jej tezy, zwłaszcza te, które dotyczą rozumnych inaczej, jakkolwiek zgadzam się z sugestią, że należy eliminować jednostki nie spełniające wymaganego kryterium rozumności, jak też znakować je w celu łatwiejszej lokalizacji i ewentualnej utylizacji. Niemniej jednak pragnę zauważyć, że to, co proponujecie, jest niemoralne, cokolwiek pod tym terminem się kryje, lub jakiekolwiek macie o tym wyobrażenie.

Demon-Hegemon na sygnał Hatora-Uzurpatora przynosi i podaje na tacy kieliszek z napojem.

Oza Mimoza: Dziękuję, od dziś nie piję i mówię zwięźle.

Gwiezdni rycerze uśmiechają się do siebie znacząco.

Wiz-Giz: Rozumiem, że chcielibyście uchronić innych przed nieokiełznanymi formami życia z mojej planety, ale wybaczcie, żeby nie wiem jak były uciążliwe, my jesteśmy z nimi zżyci. Wśród nich się wychowujemy i dorastamy… Regulujemy ich liczebność w granicach rozsądku. To im zawdzięczamy fizyczną sprawność i orientację, bystrość umysłu i inteligencję. Dzięki nim jestem sobą. Jeśli czujecie się zagrożeni, nie od-wiedzajcie mojej planety. My sobie z nią poradzimy. Mamy własne, wypracowane w ciągu wieków sposoby.

Demon-Hegemon podsuwa mu na tacy zbiór owadów. Wiz-Giz szybko i uważnie je ogląda, a potem odrzuca jako nieszkodliwe.

Brut al But: To, co proponujecie, to największa zadyma w dziejach Wszechświata. Ale ja w to nie wchodzę. Co innego pomarzyć, a co innego zrobić. Na takie akcje szkoda moich butów.

Demon-Hegemon podaje mu na tacy kamienie. Brut al But bierze jeden z nich, zamierza się, ale z powrotem go odkłada.

Hator-Uzurpator: (z irytacją) Co się z wami dzieje? Wszystko było wcześniej ustalone. Mieliście tylko zaakceptować i podpisać.
Buria la Furia: Panie Hatorze-Uzurpatorze, pierwszy czy ostatni po Bogu jednodniowy władco Wszechświata. Czym jesteś wobec wieczności! Kto ci dał patent na uszczęśliwianie? Urwałeś się z ogona komety czy wypluła cię w odruchu wymiotnym przejedzona czarna dziura? Chcesz być Bogiem, a zaczynasz swoje dzieło od niszczenia, i to według instrukcji.

Demon-Hegemon podaje jej na tacy ciasteczka. Buria la Furia odtrąca tacę.

Buria la Furia: Zabierz te ciasteczka! Nigdy nie pozwolę skrzywdzić żadnego piesynka z mojej planety, choćbym miała umrzeć z głodu. Nawet jeśli brak mu rozumku, nie wie, co to kłamstwo i obłuda. Ma do zaoferowania tylko bezinteresowną miłość i przyjaźń. Ale ty chyba nie wiesz, co to takiego. Nie dostaniesz od Burian licencji na zabijanie.

Rzuca o ziemię instrukcją. Drzwi się otwierają i wchodzi Vam do Jam, rozgląda się szukając wolnego miejsca.

Vam do Jam: Przepraszam za spóźnienie…

Pinki wydają okrzyk przerażenia, Kwik-Mik mdleje, pozostałe ją cucą.

Bozo da Kozo: A niech to! Zmartwychwstał!
Huri ne Kuri: Ja cię kręcę! Instrukcja tego nie przewiduje.
Vam do Jam: Wczoraj zasłabłem z głodu i zapadłem w letarg, ale na szczęście znalazł się ktoś rozsądny i zaniósł mnie we właściwe miejsce. To był full wypas. Czuję się doskonale. Który punkt omawiamy?

Siada i kartkuje instrukcję podaną mu przez Demona-Hegemona.

Chrum-Drum: Wiem, że niektórzy postrzegają nas tylko jako mięso i odmawiają statusu istoty rozumnej, ale czy IQ może być miarą wszechrzeczy?

Demon-Hegemon podaje im wazę wisienek. Oblizują się, ale odrzucają.

Plum-Ćlum: Dlatego wolimy, żeby wiśnie w koniaku nadal były zakazane. Nie mamy dość sił, by się im oprzeć.
Chrum-Drum: Jesteśmy siostrami i nie pozwolimy się rozdzielić nawet w imię dobra ludzkości. Jeśli chcecie zjeść jedną z nas, musicie zjeść wszystkie. I nie pozwolimy, żeby nas znakowano jak bydło czy trzodę.

Chwytają się za ręce.

Rija-Wywija: Ta insstrukcja podssuwa nam to, czego pragnęlibyśśmy, gdybyśśmy potrafili przekroczyć pewne granice. Hipnotyzuje prosstotą rozwiązań i uwodzi obietnicą pozornej wolności. Znam ssię na tym. Ja używam do tego jabłuszka – wy ukrytych pragnień. Moja zwierzęca sstrona natury każe mi być żmiją, ale to nie zwierzęcy insstynkt kieruje moim życiem, tylko rozssądek i poczucie przyzwoitośści. Nie przekraczam granic. Wyznaczają moje pole działania. Nie chcę ssię pogubić. Z mojego potomstwa przeżywa jedno na tyssiąc. Niech loss zdecyduje, które – nie insstrukcja.
Hator-Uzurpator: To wasze ostatnie zdanie? Nie chcecie zaakceptować nowej wizji Wszechświata? Co wy sobie wyobrażacie? Jesteście tylko bandą rozumnych inaczej, skazanych na wymarcie. To nas ewolucja i dobór naturalny uczyniły najwyższą formą istnienia!
Wiz-Giz: Przepraszam, słyszałem, że od początków tej waszej ewolucji panoszą się tutaj jakieś samolubne geny. Może nawet stokroć groźniejsze od naszych mózgożerców. Nie możecie ich tak po prostu… (pokazuje morderczy gest) według instrukcji?
Oza Mimoza: Jeśli dobrze zrozumiałam, z całego Wszechświata ma zniknąć połowa mniej rozumnych, żeby pozostałym żyło się lepiej. To absurd. Zawsze ta niepotrzebna połowa będzie żyć wśród was, niezniszczalna i wieczna niezależnie od jej liczebności i nigdy nie osiągnie zera. To prosty rachunek matematyczny. Nawet dla rozumnych inaczej.
Vam do Jam: do Hatora): A zastanawialiście się może, kto będzie po was? Wyższe stadium ewolucji?
Hator-Uzurpator: Po nas już nikogo nie będzie!
Wiz-Giz: To prawda. Samolubny gen nie przeżyje.
Hator-Uzurpator: Wasz los jest przesądzony. Czy podpiszecie, czy nie, i tak nie ma dla was przyszłości. (do Demona-Hegemona) Zamknąć ich!

Demon-Hegemon wyciąga broń i mierzy do gwiezdnych rycerzy, próbujących użyć swoich mieczy. Gestem nakazuje wszystkim wyjść. Kurtyna.

Scena IV

Prawie pusty pokój. Na podłodze śpiwór, parę stołków lub ławka. Uczestnicy konferencji siedzą na podłodze, Walmord von Trup stoi milczący z boku, Wiz-Giz biega i zbiera swoje urojone żyjątka. Rija-Wywija sprawdza okna i drzwi, szukając szczeliny.

Buria la Furia: Jak myślicie, długo będą nas tu trzymać? Mój piesynek chce siusiu, a ja powoli robię się głodna.

Otwierają się drzwi, Rija-Wywija podbiega do nich, za nią Wiz-Giz. Zagląda Bozo da Kozo.

Bozo da Kozo (teatralnym szeptem) Podobno jesteście martwi. Media podały, że wasz statek spłonął po wejściu do atmosfery na skutek błędu komputera. Mamy klucz, ale nie możemy was wypuścić. Urwą nam za to głowy. Zamyka drzwi. Pinki panikują.
Chrum-Drum: Wymyślcie coś, oni nas zjedzą!
Plum-Ćlum: To kara za wisienki.
Kwik-Mik: Za dokuczanie Walmordowi i próbę otrucia.
Rija-Wywija: Nie bójcie się, dopóki żyję, nie pozwolę wass zjeść. Weźcie jabłuszko, ono koi nerwy a mnie nie będzie już potrzebne. Tu musi być jakaśś szczelina. Sspróbuję ssię przecissnąć.
Oza Mimoza: Ja w tych warunkach i tak długo nie przeżyję. Grawitacja mnie dobija.
Walmord: Przynajmniej będę miał co jeść…
Kwik-Mik: Padlinożerca!
Brut al But: Nie zaczynajcie od nowa!
Vam do Jam: To ja z was wszystkich przeżyję najdłużej, o ile się doczekam swego posiłku, rzecz jasna.
Brut al But: No nie, w obliczu śmierci gadacie o żarciu!
Rija-Wywija: Beznadziejna ssprawa. Mysz się nie przeciśśnie. Cicho, ssłyszę jakieśś kroki i szepty za drzwiami. Zza drzwi słychać podniesione głosy kroki i uderzenia.
Chrum-Drum: Idą po nas!
Buria la Furia: Nie poddam się bez walki!
Rija-Wywija: Będę kąssać.
Vam do Jam: Szybko, chodźcie, znam wyjście! Musicie tylko wierzyć, że się uda. Podajcie sobie ręce i zamknijcie oczy. Wyobraźcie sobie Wszechświat taki, jakim chcecie go widzieć. Możecie go teraz stworzyć. Na pewno potraficie. To nasza jedyna szansa.
Chrum-Drum: Ale ja nie potrafię. Jestem tylko małą głupią świnką….
Oza Mimoza: Jednakże… jako istota rozumna powinnam rozważyć …
Vam do Jam: Cicho, pospieszcie się, musicie tylko wierzyć. To nic nie boli.
Kwik-Mik: Wierzę, wierzę, wierzę, ale się boję. To mnie przerasta!
Plum-Ćlum: Podaj rękę. Wierzę, że zawsze będziemy razem.
Walmord: Tonący brzytwy się chwyta…a wiara czyni cuda. Na pamięć moich przodków.!
Buria la Furia: (do pieska) Robię to dla ciebie. Chcesz ciasteczko?
Piesynek: Hau!
Vam do Jam: Powtarzajcie za mną:
Nad świtem niegasnącym,
Nad tęczą szybkodrżącą,
przy błysku supernowych,
pod deszczem szybkich cząstek
Niech nasza rzeczywistość,
dosięgnie sfery marzeń,
a nowy świat powstanie
za horyzontem zdarzeń…

Błysk. Kurtyna.

Scena V

Przed kurtyną stoją gwiezdni rycerze. Wchodzi Hator-Uzurpator, za nim jak cień Demon-Hegemon. Kurtyna się odsłania. Puste pomieszczenie. Na ziemi leżą porzucone ubrania.

Hator-Uzurpator: Co to ma znaczyć? Gdzie oni się podziali? (do rycerzy) To wasza sprawka!
Huri ne Kuri: Co? Dobry żart. Oglądałem wiadomości, podobno wyparowali w atmosferze. Prom kosmiczny uległ katastrofie. Co za strata! A to zamknięte pomieszczenie było puste…
Bozo da Kozo: Podejrzewam nieznany sposób teleportacji. Widziałem coś takiego w galaktyce NGC-3. Ciekawe, kto to nosił?
Hator-Uzurpator z obstawą
Hator-Uzurpator z obstawą (rys. Maciej Krzywicki)

Podnosi końcem miecza część leżącej garderoby.

Huri ne Kuri: To chyba było na Znik Mik albo Znik Bzyk, a może jeszcze gdzie indziej…
Bozo da Kozo: Nie, na pewno na Bidka-Niewidka, pamiętam, z plaży zniknęło ze sto osób, jakaś grupa niechcianych tubylców, tyle że jeszcze mniej po nich zostało…
Hator-Uzurpator: Kretyni! Żądam wnikliwego śledztwa i całej prawdy! Albo każę was wrzucić do czarnej dziury, żeby światło waszych mieczy nigdy się stamtąd nie wydostało! A całą bandę rozumnych inaczej odszukać, jeśli trzeba wygrzebać spod ziemi i postawić przed sądem. Nie zdążyli daleko uciec. (Demon Hegemon przytakuje).
Huri ne Kuri: Prawda zawsze wyjdzie na jaw i to szybciej, niż się tego spodziewacie.
Hator Uzurpator: Są trzy rodzaje prawdy: Nasza, wasza i ogólnie dostępna. Tutaj obowiązuje nasza!
Huri ne Kuri: Jasne, według instrukcji. Ale ja znam jeszcze inne rodzaje : Cała prawda, tylko prawda i g… prawda.
Hator Uzurpator: Dość tych prawd! Zdepczę waszą, kiedy tylko zechcę! Bo mogę. Na jego skinienie wpada kilku uzbrojonych.
Bozo da Kozo: Ten to ma moc…
Huri ne Kuri: Damy radę. Hatorze Uzurpatorze poznamy całą prawdę i ogłosimy ogólnie dostępną. Zgodnie z instrukcją. Znamy swoje obowiązki. A teraz pozwól nam działać.

Hator –Uzurpator i Demon Hegemon wychodzą.

Bozo da Kozo: (rapuje Nad świtem niegasnącym,
Nad tęczą mglistodrżącą,
Przy błysku supernowych,
Pod deszczem szybkich cząstek,
Gdzie zwiewna rzeczywistość
Dotyka sfery marzeń,
A Wszechświat w mroku znika
Za horyzontem zdarzeń…
(do Huri ne Kuri)
Pora na nas, znikajmy. Dołączmy do naszych.
Huri ne Kuri: A co z nim? Hator Uzurpator nie spocznie, póki nie zrealizuje swojego planu.
Bozo da Kozo: Za chwilę przekona się, że zostali sami we Wszechświecie z widokiem na gromady uciekających galaktyk, nieświadomi, że wpadli w otchłań, skąd nie ma powrotu.
Huri ne Kuri: Może to odpowiednia kara za próżność i pychę, ale czy jest jeszcze dla nich jakiś ratunek?
Bozo da Kozo: Być może, ale ja nie jestem przecież Bogiem, tylko skromnym gwiezdnym rycerzem, pragnącym sprawiedliwości. Każdy ma taki Wszechświat, na jaki sobie zasłużył.

Unoszą świetlne miecze. Błysk. Kurtyna.

Koniec


Czasopismo: Blog Zielonego Smoka

Artykuł: nr 405

Autor: Mirosława Piechota

Tytuł: Ucieczka galaktyk