Oznaczenie wieku

Każdy pies ma swój dzień

Mirosława Piechota


Osoby

Pies – Bobik Kundel1
Urzędniczka
Ludzie szukający pracy
Mama
Buba – niegrzeczne dziecko
Bajbus – niegrzeczne dziecko
Biznesmen
Pracodawca
Człowiek
Boss
Baba
Dyrygent
Chórzysta
Modelka I
Modelka II
Modelka III
Chór
Komisja castingu modelek (I, II, III)
Żebraczka
„Ochroniarze” I i II
Sekretarka schroniska
Lekarz, sanitariusze
Farmer
Pauza
Ares
Burek
Weterynarz
Pies I
1 Uwaga: jeden aktor może grać kilka ról.


Scena I

Urząd pracy. Kolejka, ludzie podchodzą do urzędniczki, dostają kwitek i ze spuszczoną głową idą do stolika z napisem „Wypłata zasiłków”. Odchodzą, liczą pieniądze, wyjmują plastikowe kubki, zdejmują czapki i ustawiają się w kolejce żebrzących. Wyciągają rękę do każdego następnego odbierającego zasiłek. Na końcu do urzędniczki podchodzi pies Bobik.

Bobik: Dzień dobry, poszukuję pracy.

Urzędniczka nie odrywa wzroku od komputera, coś pisze.

Urzędniczka: Nie ma pracy.
Bobik: Ale ja muszę mieć pracę!
Urzędniczka: Nazwisko!
Bobik: Bobik Kundel

Urzędniczka podsuwa mu stertę papierów.

Urzędniczka: Proszę wypełnić formularze, napisać podanie i przyjść za dwa lata.
Bobik: To niemożliwe, nie mam gdzie mieszkać i z czego żyć! Błagam o jakąkolwiek pracę!
Urzędniczka: A kto pana przyjmie z taką gębą?! Mógłby się pan przynajmniej ogolić i skrócić włosy. No i coś zrobić z tym ogonem (patrzy z niesmakiem).
Bobik: Wiem, że mój wygląd nie pasuje do ogólnie przyjętego, ale mam wysokie kwalifikacje (wyciąga z kieszeni dokumenty). Oto świadectwo szczepienia na wściekliznę, ukończony kurs na psa przewodnika i psa towarzyszącego, studium sztuki cyrkowej, wyższa szkoła zarządzania psimi zasobami…
Przy okienku
Przy okienku (rys. Maciej Krzywicki)

Urzędniczka niedbałym ruchem odrzuca dokumenty.

Urzędniczka: Mamy dość bezrobotnych ludzi, niech pan idzie do schroniska dla zwierząt. Dadzą panu przynajmniej coś do żarcia i dach nad głową.
Bobik: Nie mogę, jestem młody, zdrowy, zdolny i chcę pracować! Przyjmę każdą pracę.
Urzędniczka: Takich, którzy przyjmą każdą pracę, są tysiące. Wielu nawet marzy, żeby pracować za darmo, a niektórzy chętnie dopłacą, byle zdobyć dobrą posadę.
Bobik: Błagam, niech pani coś znajdzie. Mam tu obróżkę i medal za odwagę z czystego złota (zdejmuje obróżkę i podaje medal urzędniczce).
Urzędniczka: (ogląda go, potem wskazuje na jego drugi medal) A ten drugi?
Bobik: To pamiątka po matce championce. Jak pani widzi mam nawet przyzwoity rodowód.
Urzędniczka: (chowa złoty medal do kieszeni) No, może coś dla pana znajdę… (czyta oferty) Ochrona całodobowa obiektu o powierzchni pięciu hektarów. Wymagana sprawność fizyczna, mocne, zdrowe zęby, odporność na głód, chłód i choroby, absolutne posłuszeństwo. Wynagrodzenie: minimalna krajowa po trzech miesiącach nienagannej pracy. Wyżywienie we własnym zakresie.
Bobik: No, nie wiem, czy przeżyję te trzy miesiące do pierwszej wypłaty…
Urzędniczka: Niech pan nie będzie taki wybredny. To jedna z lepszych ofert. Na pięciu hektarach zawsze czymś się pan pożywi: korzonki, pędy, dżdżownice, żaby… – zdrowa dieta.
Bobik: Nie znoszę chińskiego żarcia. Licho wie, co tam można znaleźć. Są jeszcze inne oferty?
Urzędniczka: Do cyrku: popisy na trapezie bez siatki zabezpieczającej, skoki przez płonącą obręcz, wchodzenie do paszczy lwa. W razie przeżycia wynagrodzenie do uzgodnienia, w razie śmierci wypłata rodzinie.
Bobik: A może znajdzie się coś z mieszkaniem i wyżywieniem? Bo ci pracodawcy myślą raczej o wyżywieniu lwa…
Urzędniczka: (czyta następną ofertę) Odpowiedzialna opiekunka do dwojga uroczych dzieci. Wymagana anielska cierpliwość, biegła znajomość angielskiego oraz łaciny podwórkowej i ukończony kurs samoobrony.
Bobik: O, to coś dla mnie! Dzięki, zaraz tam biegnę!
Urzędniczka: Chwileczkę, proszę wziąć adres.

Pies wraca po kartkę i biegnie jak szalony.

Urzędniczka: Wariat! Chyba nie do końca zrozumiał treść oferty.

Scena II

Mama maluje paznokcie i ogląda telewizję. Dzieci grają w piłkę i skaczą. Potem zaczynają się bić i wrzeszczeć. Wchodzi Bobik.

Bobik: Dzień dobry. Ja w sprawie pracy…
Buba: Och, jaki śliczny piesek! Mamo, można na nim pojeździć?
Bajbus: Co ty, zaraz obetniemy mu uszy i ogon, a potem wrzucimy do studni. Lecę po nożyczki.
Buba: Nie chcę, to głupia zabawa. Ja chcę na nim pojeździć!
Bajbus: A ja chcę wrzucić do studni!

Dzieci zaczynają się tarmosić

Mama: Cicho, dzieci. Trzeba go najpierw odpchlić, odrobaczyć i wykąpać, bo może nam wodę w studni zabrudzić.

Dzieci rzucają się na Bobika, tarmoszą go, szczypią, próbują obciąć uszy, usiłują na niego wejść.

Mama: Prawda, że to urocze dzieciaki?
Bobik: Tak, wyjątkowo uuuu-rocze. Auuu! (wyje z bólu)
Mama: Trzeba je oczywiście traktować wyjątkowo. Nie wolno na nie krzyczeć, pouczać, zmuszać do czegokolwiek czy zawstydzać. To bardzo wrażliwe dzieci i mają być wychowywane bezstresowo.

Dzieci przewracają Bobika, jeżdżą na nim po scenie, potem zaczynają na niego warczeć i szczekać, udają, że gryzą. Bobik nie wie jak się bronić, wreszcie odwarkuje:

Bobik: Wrr!

Dzieci uciekają z krzykiem i chowają się za mamę.

Dzieci: Wilk, mamo, to wściekły wilk!
Bajbus: Trzeba go zabić. Paf, paf. (mierzy do Bobika i udaje, że strzela).

Buba rzuca w Bobika klockami z kartonu albo piłeczkami pingpongowymi i pokazuje mu język.

Mama: Co za bezczelność! Jak pan śmie warczeć na moje dzieci?! Maleństwa się przestraszyły. (przytula i głaszcze dzieci).
Bajbus: Trzeba było od razu wrzucić go do studni.
Buba: Ale ja chciałam na nim pojeździć…
Mama: Cicho, dzieci. Ten pies i tak nie nadaje się na opiekunkę. Ma nieodpowiednie maniery i nie potrafi się zachować.
Bobik: Dziękuję, i tak nie skorzystałbym z oferty. Do tych uroczych stworzeń powinna pani zatrudnić bulteriera szkolonego do walki, a słodkim maleństwom założyć kagańce.
Mama: Wynocha! Co za tupet. I pomyśleć, że takiemu typkowi miałabym powierzyć moje aniołki. Ten świat naprawdę schodzi na psy.

Dzieci przeganiają Bobika warcząc na niego i szczekając.

Scena III

Bobik: Chyba będę musiał wziąć los we własne ręce. Na urzędy nie ma co liczyć. (zagląda do kosza na śmieci i wyciąga gazetę, czyta)
Praca: Zadłużony biznesmen poszukuje wspólnika z dużym kapitałem. Wykształcenie niepożądane.
Atrakcyjne panie do pracy w agencji towarzyskiej. Hm, może to nie bardzo do mnie pasuje, ale przecież żadnej pracy się nie boję.
Akwizycja dziurek od kluczy, prowizja od sprzedaży. Interesujące.
Do chóru, wykształconych muzycznie, darmowe kolacje (oblizuje się), wyjazdy zagraniczne. No, no.
Agencja modelek i modeli poszukuje młodych, wysokich o interesującej urodzie. (Bobik ogląda się, prostuje i staje na palcach).
No proszę, praca leży na ulicy. Wystarczy tylko się schylić. Muszę po kolei sprawdzić wszystkie oferty. Na pewno uda mi się coś znaleźć. (Bierze gazetę pod pachę i puka do drzwi biznesmena, biznesmen z telefonem komórkowym przy uchu, w nienagannym garniturze, kłania się i podaje Bobikowi rękę) Dzień dobry, ja z ogłoszenia. Nazywam się Bobik Kundel.
Biznesmen: A ma pan kapitał?

Bobik bierze do ręki swój medal i pokazuje.

Bobik: No, może niewielki…
Biznesmen: A umie pan liczyć?
Bobik: Oczywiście, doskonale!
Biznesmen: Przykro mi, ale ta oferta jest nie dla pana. Do widzenia.

Podaje mu rękę i dalej zaczyna rozmawiać przez telefon komórkowy.

Bobik: No cóż, nie zawsze warto przyznawać się do swoich umiejętności… Weźmy kolejną ofertę. (zagląda do gazety i puka do następnych drzwi) Dzień dobry, ja w sprawie akwizycji.
Pracodawca: (z zachwytem) Och, wspaniale, cudownie, będzie pan na pewno dobrym akwizytorem. Co za postawa, prezencja… Czy może pan zacząć od dziś?
Bobik: Oczywiście! Natychmiast.
Pracodawca: Jak pan wie, handlujemy dziurkami od klucza. Ale proszę pamiętać, to zajęcie wymaga wielkiej sztuki i zaangażowania. Każdą dziurkę należy sprzedawać z odpowiednim oprzyrządowaniem, a więc z kluczami, klamką, zamkiem, śrubkami, uszczelką i drzwiami. Pan, taki inteligentny i bystry, na pewno sobie poradzi. Proszę, oto towar. (podaje Bobikowi puste pudło). Powodzenia!

Bobik najpierw odwraca pudełko do góry nogami, potem zamyka je tak, jakby było pełne i idzie zachwalać towar. Podchodzi do widzów.

Bobik: Może pani kupi dziurkę od klucza? A może pan kupi dziurkę od klucza, naprawdę tanio!

Nikt nie reaguje. Bobik jest bezradny i zniechęcony. Nagle wpada na pomysł.

Bobik: Już wiem, to rzeczywiście wymaga pewnej sztuki.

Puka do kolejnych drzwi. Otwiera mu człowiek i słucha chwilę.

Bobik: Dzień dobry! Oferujemy najnowocześniejsze, wodoodporne i dźwiękoszczelne dziurki od klucza z wyposażeniem. To zupełna, absolutna nowość na rynku. Pierwsza dziurka za darmo w promocji, za każdą następną płaci pani tylko połowę…

Trzaśnięcie drzwiami. Bobik idzie do następnych drzwi i puka. Otwiera mu groźnie wyglądająca baba w papilotach, podomce i ze szczotką w ręku.

Bobik: Wiem, czego pani potrzeba do pełni szczęścia! Nowoczesnej, wygodnej, łatwej w użyciu dziurki od klucza! To prawdziwa i wyjątkowa okazja! Całkiem darmo, za dziurkę nic pani nie płaci, a oprzyrządowanie można dostać na raty…
Baba: Na raty to ja ci nogi z tyłka powyrywam, a futro przerobię na wycieraczkę!

Zamierza się na niego szczotką. Bobik odskakuje. Trzaśnięcie drzwiami.

Bobik: To nic, nie trzeba się zrażać. Jestem przecież inteligentnym psem. (znów puka do drzwi, gdy się otwierają pada na kolana i zaczyna błagać)
Jeśli nie kupi pani ode mnie choć jednej dziurki od klucza, zginę z głodu, moje dzieci zejdą na psy, a ja skończę w schronisku dla bezdomnych zwierząt…

Kobieta głaszcze go po głowie i daje mu ogromną kość, Zamyka drzwi. Bobik wącha kość i odrzuca z niesmakiem.

Bobik: To naprawdę trudna praca. Spróbuję ostatni raz.

Zakłada na głowę kominiarkę, bierze do ręki pistolet i puka do drzwi. Wychodzi Pracodawca, ten sam, który mu zlecił akwizycję. Przerażony podnosi ręce do góry.

Bobik: Kupuje pan dziurkę od klucza? Bo jak nie, to zamorduję, zagryzę i obedrę ze skóry!
Pracodawca: Poproszę, ale bez kluczy, bez zamka, bez klamki, bez uszczelki, bez śrubek i bez drzwi.

Pies zrezygnowany zdejmuje kominiarkę i wrzuca do pudła razem z pistoletem i oddaje do rąk oniemiałemu Pracodawcy. Odchodzi.

Bobik: I co teraz? Może spróbuję w agencji towarzyskiej (puka do drzwi z napisem „Agencja towarzyska”, wychodzi Boss w ciemnych okularach) Dzień dobry, ja z ogłoszenia w sprawie pracy…
Boss: A umiesz pan czytać?
Bobik: Trochę, a czy do tej pracy wymagana jest taka umiejętność?

Wskazuje palcem na ogłoszenie w gazecie.

Boss: Do tej pracy potrzebne są atrakcyjne panie, a nie pies analfabeta!
Bobik: Ale ja mam przeszkolenie na psa towarzyszącego, a to przecież agencja towarzyska. Czy to ważne, że nie jestem atrakcyjną panią?
Boss: Z taką gębą to możesz pan dotrzymywać towarzystwa wiedźmom na Łysej Górze.
Bobik: Ale ja jestem w tym naprawdę dobry.
Boss: To się pan zgłoś do Związku Kynologicznego. Tam panu znajdą odpowiednie towarzystwo.

Puka się znacząco w głowę i odchodzi. Bobik bierze do ręki gazetę.

Bobik: No cóż, może spróbuję w chórze. Przynajmniej dadzą coś do jedzenia. Wyć przecież potrafię.

Scena IV

Przy pianinie siedzi dyrygent. Chórzyści wchodzą, biorą nuty ze stolika i ustawiają się. Bobik wchodzi i rozgląda się ostrożnie. Zwraca się do jednego z chórzystów.

Bobik: Czy tutaj przyjmują do chóru?
Chórzysta: Tak. Jesteś sopranem, altem, tenorem czy basem?
Bobik: A bo ja wiem?
Chórzysta: To bierz jakiekolwiek nuty i śpiewaj jak potrafisz.
Dyrygent: Uwaga, zaczynamy.

Gra „Odę do radości”, chórzyści śpiewają.

Chór: O radości, iskro bogów,
Kwiecie elizejskich pól.
Święta, na twym świętym progu
Staje nasz natchniony chór.
Jasność twoja wszystko zaćmi,
Złączy, co rozdzielił los,
Wszyscy ludzie będą braćmi
Tam, gdzie twój przemówi głos.

Po chwili włącza się Bobik, dyrygent przerywa zirytowany.

Dyrygent: Kto tak wyje?!

Bobik chowa się z tyłu za chórzystami.

Chórzyści: To nie ja, nie ja…
Dyrygent: Śpiewamy od początku, tylko proszę bez tego wycia, dobrze?

Chórzyści przytakują. Śpiewają jeszcze raz, ale Bobik znowu przeciąga frazę wyjąc. Dyrygent wstaje od pianina, roztrąca chórzystów i wyciąga go na środek.

Dyrygent: A mam cię, ty wyjcu! Co ty sobie wyobrażasz? Że można tak przyjść z ulicy i śpiewać Beethovena w profesjonalnym chórze?
Bobik: Ja tylko chciałem dostać kolację…
Dyrygent: Za kogo ty się uważasz? Za Marię Callas albo Jana Kiepurę?
Bobik: Przepraszam, myślałem, że wyć to każdy może…
Dyrygent: A owszem, może, ale na pikniku albo u cioci na imieninach. Żeby śpiewać w moim chórze trzeba mieć co najmniej podstawowe wykształcenie muzyczne.
Bobik: Ale ja tak lubię wyć, mam duże możliwości…
Dyrygent: Zgłoś się do programu „Szukamy idola”, tam docenią twój talent. Kto wie, może nawet zrobisz karierę?

Chórzyści śpiewają, kurtyna. Bobik wychodzi zrezygnowany przed kurtynę.

Bobik: To już koniec. Chyba nie mam szans. Pozostała ostatnia oferta.

Scena V

Casting modelek. Przy stoliku siedzi komisja, popija kawę i colę. Kolejno, przy dźwiękach muzyki, wchodzą modelki. Członkowie komisji (I, II, III) wydają polecenia, wymieniają uwagi, od czasu do czasu coś zapisują. Wchodzi pierwsza modelka

I: Proszę się obrócić. Ma za krótkie włosy.
II: Proszę przyklęknąć. Ma za długie nogi.
III: Proszę się położyć. Jest za gruba.
I: Musi pani schudnąć pięćdziesiąt kilo, skrócić nogi i zapuścić włosy.
Modelka I: Ale ja ważę pięćdziesiąt kilo!
II: Trudno, zawód modelki wymaga ofiar.

Wchodzi kolejna modelka.

I: Proszę usiąść. Ma za mały biust.
II: Proszę podnieść prawą rękę. Ma za długie ręce.
III: Proszę podnieść lewą nogę. Ma za krótkie nogi.
I: Proszę powiększyć biust, skrócić ręce, wydłużyć nogi i schudnąć trzydzieści kilo.
Modelka II: Ważę trzydzieści kilo i nie mam zamiaru się odchudzać!

Kolejna modelka z długimi włosami, wyjątkowo gruba (wypchana poduszkami) wchodzi drobnymi kroczkami.

I: Proszę się obrócić. Ma za długie włosy.
II: Proszę się uśmiechnąć. Ma za duże zęby.
III: Proszę stanąć na głowie.

Usiłuje bezskutecznie wykonać polecenie.

Modelka III: Nie potrafię!
III: Jest niepełnosprawna.
I: Proszę ogolić włosy, nauczyć się stać na głowie i usunąć te zęby.

Modelka warczy wściekle na komisję i wychodzi ciężkim, niezdarnym krokiem. Na scenę wchodzi Bobik tanecznym krokiem.

I: Jaka interesująca fizjonomia. A jak się porusza!

II: Te uszy są zachwycające!
III: Zwróćcie uwagę na ogon, to może być przebój sezonu!
I: Proszę się obrócić. Ach, jakie proporcje!
II: Ma zadatki na top modelkę!
III: Należałoby bardziej podkręcić ogon.
II: No, może jeszcze wydepilować nogi.
I: Przyjmujemy pana. Proszę włożyć buty na obcasie i zrobić porządny makijaż.

Podbiegają do Bobika stylistki, wkładają mu za duże buty na obcasie, zawiązują uszy na czubku głowy i przypinają kokardki. Komisja gratuluje sobie sukcesu.

I: Zarobimy na nim mnóstwo forsy!
II: To będzie hit sezonu!
III: Pamiętajcie, że to ja go zauważyłem!

Bobik stoi zdezorientowany i patrzy na komisję. Wygląda żałośnie.

Bobik: Przepraszam, a czy otrzymam jakieś wynagrodzenie?
I: Myślę, że dwa tysiące euro miesięcznie na początek wystarczy.
Bobik: Dwa tysiące euro… Wystarczy na ogrzewaną budę z basenem i kort tenisowy, a na śniadanie będę codziennie jadał Pedigree Pall i cielęce kosteczki.

Przechodzi chwiejnie parę kroków i mdleje z wrażenia. Stylistki podnoszą go i cucą.

I: Ocućcie go, przebierzcie i przygotujcie do próbnych zdjęć.

Scena VI

Bobik leży przy okazałej budzie, na stoliku obok stoją drinki, fryzjerka go czesze, kosmetyczka pudruje mu nos, poprawia manicure. Z boku czeka fotograf z aparatem. Bobik odprawia fryzjerkę i kosmetyczkę i zwraca się do fotografa:

Bobik: Możemy zaczynać.

Przybiera najdziwniejsze pozy, fotograf robi zdjęcia.

Bobik: Proszę przysłać mi kopie i ustalić cenę z moim agentem.

Fotograf wychodzi, Bobik popija drinka i przeciąga się leniwie. Po chwili wchodzi Agent.

Agent: Dzień dobry. Mam dla pana złe wieści.
Bobik: Co się stało?

Agent podaje mu papier.

Agent: Agencja rezygnuje z pana usług.
Bobik: To niemożliwe. Dlaczego? Czy jestem brzydki, mam zeza, krzywe łapy czy nadwagę?
Agent: Po prostu wyszedł pan z mody.
Bobik: Jak to?
Agent: Zwyczajnie, w tym sezonie są już niemodne podkręcone uszy i długie ogony.
Bobik: Ale ja mogę wyprostować uszy, obciąć ogon, schudnąć, wydłużyć łapy i co tylko trzeba. Stać mnie na to.
Agent: Przykro mi, ale są młodsze i ładniejsze modelki. Do widzenia.
Bobik: Ale ja muszę z czegoś żyć! Mam niespłaconą budę i basen, a kort tenisowy w budowie.

Bobik patrzy oniemiały na papier, który trzyma w ręku i opada na leżak. Wchodzi służący.

Służący: Przyszły rachunki.
Bobik (czyta): Kredyt za budę, odsetki, rachunek za gaz, za prąd, za podgrzewanie wody w basenie, za kosmetyczkę, fryzjera, fotografa, stylistkę…

Rachunek wlecze się za nim na całą długość sceny. Bobik szuka po kieszeniach i wyjmuje pa-rę banknotów.

Bobik: To wszystko, co mam.

Służący bierze pieniądze, liczy.

Służący: Starczy na fryzjera, kosmetyczkę i pensję dla mnie. (chowa część pieniędzy do kieszeni) Budę i basen i tak panu zlicytują.
Bobik: Nie, ja tego nie przeżyję!

Mdleje. Służący jest przestraszony.

Służący: Pomocy, trzeba wezwać pogotowie.

Wybiega. Słychać sygnał karetki. Wchodzą sanitariusze z noszami i lekarz.

Lekarz: No tak, jeszcze jeden „syndrom niewypłacalności”.

Sanitariusze układają Bobika na noszach. Lekarz bada go i cuci.

Lekarz: Czy jest pan ubezpieczony?
Bobik: Oczywiście, do dzisiaj mam opłacone wszystkie składki.

Służący ogląda rachunki.

Służący: No niezupełnie. Do wczoraj.

Sanitariusze na polecenie lekarza zrzucają Bobika z noszy i odchodzą. Słychać sygnał odjeż-dżającej karetki. Bobik wstaje i otrzepuje się.

Bobik: Co ja teraz zrobię? Znowu jestem bezdomny, bezrobotny i bez grosza. Ten świat jest okrutny! Auuu…
Służący: Niech pan się weźmie w garść. Taki młody, zdolny i ładny pies na pewno sobie poradzi. Spakuję panu tobołek.

Odchodzi.

Scena VII

Żebraczka z kubkiem po jogurcie klęczy i prosi przechodniów.

Żebraczka: Da pani pieniądze. Dużo zdrowia dla pani. U mnie pięć dzieci głodne, w kraju wojna, dom zburzyli, męża zabili. Da pani pieniążki. Da Bozia zdrowia.

Przechodnie wrzucają coś od czasu do czasu.

Przechodzień: Wzięłabyś się lepiej za jakąś robotę.
Żebraczka: A żeby cię paraliż i ślepota opadła, a żeby ty nogi połamał, a żeby cię pokręciło. (innym tonem). Da pani pieniążki, dużo zdrowia dla pani. Moje pięć dzieci głodne, mąż kaleka, dziecko w szpitalu…

Bobik dyskretnie obserwuje żebraczkę i podchodzi ostrożnie.

Żebraczka: Zjeżdżaj stąd! Odstraszasz mi klientów, pomyślą, że jeśli stać mnie na psa, to nie jestem taka biedna. Da pani pieniążki, dużo zdrowia dla pani…
Bobik: Przepraszam, ja tylko chciałem przyuczyć się do zawodu.
Żebraczka: Zjeżdżaj, to mój rejon, a nie uniwersytet.
Bobik: Jestem bezrobotny.
Żebraczka: Tam leży gazeta, poczytaj ogłoszenia.
Bobik: Dzięki, już to przerabiałem. Muszę zdobyć dodatkowe kwalifikacje.
Żebraczka: Wynocha, bo zawołam ochronę.
Bobik: No dobrze, już idę.

Odchodzi na drugą stronę sceny, wyciąga z kosza na śmieci kubek i zaczyna żebrać.

Bobik: Jestem głodny, auuu! Moje dzieci głodne, auuu! Moja żona głodna, auuu!

Ktoś rzuca mu bułki.

Żebraczka: Przestań wyć, to już na ludziach nie robi wrażenia.

Nikt mu nie daje pieniędzy. Bobik wyciąga flet i zaczyna grać „Odę do radości”. Przechodnie zatrzymują się i rzucają mu pieniądze. Bobik zadowolony liczy pieniądze i chowa do kieszeni.

Bobik: Nie wystarczy tylko grać. Trzeba jeszcze wiedzieć, co modne.

Wchodzi dwóch ubranych na czarno „ochroniarzy”, podchodzą do żebraczki, wyciągają rękę, ta oddaje im utarg.

Ochroniarz I: Co tak mało? Jutro za karę pójdziesz żebrać pod szaletem.

Podchodzą do Bobika.

Ochroniarz II: Dawaj utarg. No szybko, bo ci oberwiemy te śliczne uszka i ogon.

Bobik oddaje niechętnie, liczą zadowoleni, klepią go po plecach.

Ochroniarz I: Niezły jesteś. No to do jutra, o tej samej porze. Bułki możesz zatrzymać.

Odchodzą. Bobik jest zrezygnowany i zły.

Bobik: Do licha, nigdzie nie dadzą psu zarobić. Idę do schroniska. Przynajmniej dostanę coś do żarcia i dach nad głową.

Żebraczka wygrzebuje z kieszeni pieniądze. Zwraca się do Bobika.

Żebraczka: Zanim tam pójdziesz, frajerze, zafunduję ci pizzę i lody.

Zdejmuje chustkę i podarte ciuchy, bierze Bobika za rękę, odchodzą.

Scena VIII

Schronisko dla zwierząt. Przy drzwiach urzędniczka. Psy tłoczą się i poszczekują.

Urzędniczka: Cicho, kundle! Ustawić się w kolejkę. Schronisko jest przepełnione. Przyjmujemy tylko starych, chorych i samotne matki. Reszta niech sobie radzi, jak umie.
Pies I: Jesteśmy głodni, to niesprawiedliwe.
Urzędniczka: Cicho tam, bo nikogo nie wpuszczę! Zaraz przyjdzie pan doktor i zdecyduje, kogo przyjąć.

Pieski uspokajają się i ustawiają w kolejkę. Bobik udaje chorego i kulawego. Pierwsza w ko-lejce stoi Pauza, przepuszcza go.

Pies I: On ledwo łazi, przepuśćcie go.
Pauza: Proszę, pan jest bardziej potrzebujący.

Wchodzi weterynarz.

Weterynarz: Dużo piesków mamy na dzisiaj?
Sekretarka: Jak zwykle, cała gromada.
Weterynarz: Zaraz się z tym uporamy. Czy przyniosła pani zastrzyki usypiające?
Sekretarka: Tak, wystarczającą ilość.

Pokazuje ogromną strzykawkę.

Weterynarz: Kto pierwszy?

Bobik kuśtyka i powłóczy nogą.

Weterynarz: Imię?
Bobik: Bobik.
Weterynarz: Wiek?
Bobik: Cztery lata.
Weterynarz: Co dolega?
Bobik: Mam przetrącony kręgosłup, odmrożone łapy i padaczkę.

Weterynarz mówi cicho do sekretarki.

Weterynarz: Nie rokuje nadziei. Do uśpienia.
(głośno):

Proszę czekać na zastrzyk.
Bobik: A co to za zastrzyk?
Weterynarz: Szczepienie obowiązkowe. Przechodzić dalej. Następny.

Wchodzi Pauza.

Weterynarz: Imię?
Pauza: Pauza.
Weterynarz: Wiek?
Pauza: Dwa lata.
Weterynarz: Co dolega?
Pauza: Nic. Będę miała szczeniaki.
Weterynarz: Co?! Może sto jeden dalmatyńczyków. Jeszcze tego nam brakowało! Proszę zaczekać na zastrzyk. (cicho do sekretarki): Do uśpienia.
Weterynarz: Następny! Imię?
Ares: Ares.
Weterynarz: Wiek?
Ares: Sześć lat.
Weterynarz: Co dolega?
Ares: Reumatyzm, świerzb, zapalenie ucha.
Weterynarz: Beznadziejny przypadek. (cicho do sekretarki) Do uśpienia. (głośno) Czekać na zastrzyk.
Weterynarz: Następny! Imię?
Burek: Co? Niedosłyszę.
Weterynarz: Imię!
Burek: A, Burek.
Weterynarz: Wiek?
Burek: Co? A, piętnaście lat.
Weterynarz: Co dolega?
Burek: Starość. Niedowidzę, niedosłyszę, nie mam zębów, tylko węch jeszcze mi słu-ży.
Weterynarz: (głośno): Do uśpienia.
Burek: Co? Wrr! Ja was zaraz uśpię, mordercy!

Wybiega żwawo z gabinetu i krzyczy do psów:

Burek: Uciekajcie, tutaj nie karmią, tylko mordują!

Bobik chwyta Pauzę za rękę i pociąga za sobą. Psy z krzykiem rozbiegają się. Weterynarz wychodzi z gabinetu.

Weterynarz: Kto następny?

Widzi, że nikogo nie ma, zwraca się do sekretarki:

Weterynarz: No i widzi pani, już po kłopocie. Możemy zamknąć schronisko i iść do domu.

Scena IX

Bobik i Pauza. Pauza daje Bobikowi po głowie gazetą.

Bobik: Auu, za co?
Pauza: Za oszustwo.
Bobik: Ja tylko chciałem się dostać do schroniska.
Pauza: I co teraz zrobimy?
Bobik: Nic. Odechciało mi się żyć. Może trzeba było dać się uśpić.
Pauza: Co ty? A moje szczeniaki? One chcą żyć.
Bobik: I tak niedługo zdechną z głodu.
Pauza: Nie marudź, tylko idź poszukać czegoś do zjedzenia, a ja zbuduję jakąś norę. Zbiera się na deszcz.

Bobik szuka w śmieciach, a Pauza usiłuje sklecić jakąś budę. Podchodzi do nich Rolnik.

Rolnik: O, jakie ładne pieski. Co tu robicie?
Pauza: Budujemy norę.

Pracuje dalej.

Rolnik: Nie macie gdzie mieszkać?
Bobik: Jesteśmy głodni, bezdomni i na dodatek ona będzie miała szczeniaki.
Rolnik: To świetnie się składa, bo mam dla was propozycję.
Bobik: Akurat, a ile można stracić?
Rolnik: To poważna oferta. Prowadzę gospodarstwo agroturystyczne, mam duże podwórko, konie, krowy, świnki, drób, króliki. Brakuje mi tylko miłej psiej rodzinki.
Pauza: Naprawdę chce pan nas przygarnąć?
Rolnik: Będziecie mieli przyjemną i niezbyt ciężką pracę.
Bobik: Jeśli mamy zagryźć każdego, kto wejdzie na podwórko, to ja dziękuję. Mam słabe zęby.
Rolnik: Ależ skąd! Wprost przeciwnie! Macie serdecznie witać wszystkich gości, machać ogonem, dać się pogłaskać i podrapać po brzuszku. I musicie żyć w zgodzie z pozostałymi zwierzętami z podwórka. W moim gospodarstwie wszystkie zwierzęta są równe.
Bobik: Czyżby? Świnie też?
Pauza: Cicho bądź, to wspaniała propozycja!
Bobik: A wynagrodzenie? Za życia czy po śmierci?
Rolnik: Ależ z ciebie niedowiarek. Proponuję trzy posiłki dziennie i ciepłą, wygodną budę.
Bobik: Z basenem?
Rolnik: Co?
Bobik: Tak mi się wyrwało, wystarczy sadzawka. O fryzjera pewnie nie ma co pytać.
Rolnik: To jak? Decydujecie się?
Bobik: Muszę pomyśleć…
Pauza: Nie bądź głupi, już nic lepszego nam się nie trafi.
Bobik: A co z czasem wolnym od pracy?
Rolnik: Będziecie mieli dużo czasu dla siebie i możecie wtedy robić, co wam się tylko podoba – oczywiście na terenie gospodarstwa, bo nie wolno wychodzić poza ogrodzenie.
Bobik: No tak, wiedziałem, będzie wszystko prócz wolności.
Pauza: Daj spokój, u bogatego pana to i pies tłuściejszy. Będziesz miał za to dużo czasu.
W gospodarstwie agroturystycznym
W gospodarstwie agroturystycznym (rys. Maciej Krzywicki)

Bobik się zamyśla.

Bobik: Dużo czasu… Już wiem! Mam pomysł. Napiszę książkę „Byłem modelką”. To będzie bestseller. Zarobię mnóstwo forsy na nową budę z basenem. Idziemy!

Bierze Pauzę za rękę i śpiewają na melodię „Pieski małe dwa”.

  Pieski chciały mieć
Co włożyć do pyska.
Nie wiedziały jak,
Poszły do schroniska.
Był tam lekarz zły,
Więc mu pokazały kły.

Sibą, sibą, la la la la la itd.

Pieski chciały mieć
Własną ciepłą budę,
Zdobyć luksus ten
Graniczyło z cudem,
Lecz znalazły ją,
Teraz sen o szczęściu śnią.

Sibą, sibą, la la la la la itd.

Pieski wierzą, że
Kłopot mają z głowy.
Czy wynika to
Z zawartej umowy?
Co przyniesie dzień,
Gdy się skończy piękny sen?

Koniec


Prapremiera scen I – V odbyła się w dniu 17 czerwca 2001 r. w ramach VII Domowego Koncertu “Żukówka 2001”.

Prapremiera scen VI – IX odbyła się w dniu 22 czerwca 2003 r. w ramach IX Koncertu Domowego “Żukówka 2003”.


Czasopismo: Blog Zielonego Smoka

Artykuł: nr 404

Autor: Mirosława Piechota

Tytuł: Każdy pies ma swój dzień