Maestro Żabon
Mirosława Piechota
Przedstawienie Maestro Żabon jest samodzielną sztuką. Obejmuje dalsze losy niektórych bohaterów Żabiej Opery.
Dzieciom ze Szkoły Muzycznej
przy Chrześcijańskim Stowarzyszeniu Muzyków
„Missio Musica”:
Basi K., Basi S., Dorotce, Beatce,
Małgosi, Magdzie, Kubie, Kamilowi,
Natalce, Marysi, Ani, Uli,
Zuzi, Zosieńce.
Autorka
Osoby
Maestro Żabon (dyrygent)
Żabenor (solista tenor)
Żabadonna (primadonna)
Żabuś
Mama Żaba
Żabul
Żabula
Dyrektor „Żabolitan Opera”
Żabolita (primadonna)
Lokaj
Impresario
Bocian
Żabi chór
Rekwizyty
niebieski materiał (staw)
kwiatki z bibuły
zielone liście z kartonu
kartki z nutami (partytura)
pałeczka dyrygenta
walizka
biurko
stolik
pieczątki
Scena I
Łąka, staw, żaby siedzą nad stawem i śpiewają.
Żabia Uwertura
Żabi chór: | Już wstało dziś słonko Nad stawem, nad łąką I piękna pogoda od rana. Nie leje, nie wieje, Świat cały się śmieje I nigdzie nie widać bociana. Kum, kum, rech, rech, |
Żabon: | Moje drogie żaby, mam pragnienie szczere Żeby w świat wyruszyć i zrobić karierę. Jutro stąd wyjeżdżam. Jadę za ocean! Dostałem zaproszenie do Żabolitan Opera. |
Żabenor: | Chce nas pan opuścić? |
Żabadonna: | Zaraz się rozpłaczę… |
Mama Żaba: | Nie, ja tego panu nigdy nie wybaczę! Jak można nas opuszczać?! Taki dobry sezon! |
Żabuś: | Jeszcze pana po drodze złe bociany zjedzą! |
Żabul: | Nie będzie koncertów? |
Żabon: | Dlaczego „Nie będzie”? Potraficie je świetnie zagrać i beze mnie. Nie zabawię długo w tym zamorskim kraju. Poznam, jakie opery w wielkim świecie grają. Zamiast mnie dyrygentem będzie pan Żabenor, Nasz wspaniały artysta i solista tenor. Chóry poprowadzi piękna Żabadonna, Bo przy swym talencie jest miła i skromna. Mama Żaba uważa na każde maleństwo, Dlatego będzie od dzisiaj dbać o bezpieczeństwo. Robi to najlepiej, jak już wszyscy wiemy. A Żabuś się zajmie dekoracją sceny. Wrócę do was niedługo, wesoły i zdrowy I nowe pomysły przyjdą mi do głowy. Przystąpimy do pracy, chętni i szczęśliwi. Zrobimy przedstawienie, które świat zadziwi. |
Żaby biją brawo i kumkają z aprobatą.
Żabadonna: | Pa, pa, do widzenia, Maestro Żabonie. |
Żabenor: | Niech się pan zjeść nie da, Albo nie utonie… |
Żabon odchodzi z walizką.
Aria pożegnalna Żabona
Żabi chór: | Do widzenia, Maestro Żabonie. Niech się pan zjeść nie da, Albo nie utonie. Ocean jest wielki, niebezpieczne fale… Do widzenia Maestro, żegnamy cię z żalem. Ocean jest wielki, a droga daleka, Więc proszę pamiętać, że ktoś tutaj czeka. Ocean jest wielki, niebezpieczne fale… Do widzenia Maestro, żegnamy cię z żalem. |
Scena II
Gabinet dyrektora „Żabolitan Opera”, u góry duży afisz, biurko, krzesło, z boku stoi lokaj. Obok dyrektora stoi Żabolita.
Żabon: | Dzień dobry, chcę się widzieć z panem dyrektorem. |
Lokaj: | Nie ma go, i w ogóle przyszedł pan nie w porę. |
Żabon: | Przepraszam, lecz dostałem od was zaproszenie, Żeby wystąpić z operą na tutejszej scenie. |
Wyciąga kartkę, podaje lokajowi, ten czyta i idzie do biurka, potem wraca.
Lokaj wyniośle
Lokaj: | Kogo mam zameldować? |
Żabon: | Żabon z Łąki Małej. |
Lokaj: | Proszę uprzejmie, tędy, niech pan przejdzie dalej. Pan dyrektor już czeka, przyjmie pana teraz. |
Dyrektor: | Witamy Maestro Żabona w Żabolitan Opera! Jak minęła podróż? |
Żabon: | Dziękuję, niezgorzej. |
Dyrektor rozglądając się trwożliwie
Dyrektor: | Bocianów pan nie spotkał? |
Żabon: | Nie, płynąłem morzem. |
Dyrektor: | Pozwolę sobie przedstawić: Madam Żabolita, Nasza najlepsza solistka. |
Żabolita podsuwa Żabonowi pod sam nos rękę do pocałowania.
Żabon: | Bardzo mi miło, witam. |
Dyrektor: | Gdzie pan studiował, Maestro? |
Żabon: | Nigdzie, jeśli mam być szczery, Lecz umiem dyrygować i pisać opery, A swoje natchnienie czerpię z łąk i pól. |
Dyrektor: | Ja jestem absolwentem znanej Julliard School, Ponadto dwa lata spędziłem w Oxfordzie, Podczas tournee zwracano się do mnie „milordzie”! Ma pan swoją operę? Proszę dać ją teraz. Sprawdzimy, czy się nadaje dla Żabolitan Opera. |
Dyrektor i Żabolita czytają partyturę.
Żabolita: | To mają być arie?! Dobre! A to śmiech! W mojej partii muszą być co najmniej Cztery górne „rech”! |
Dyrektor: | W takiej formie opera jest nie do przyjęcia! O pisaniu libretta pan nie ma pojęcia! Jest o wiele za długa, próżny pana trud. Ma obraźliwe słowa i za dużo nut. Jak można napisać, że bocian już zdechł?! (rozgląda się trwożliwie) Poza tym za mało jest górnego „rech”. Nasza primadonna się na to nie zgadza. |
Żabolita przytakuje.
Żabon: | Więc co ja mam zrobić? Co mi pan doradza? |
Dyrektor: | Proszę zmienić nuty. Skreślić brzydkie słowa. I w ogóle operę napisać od nowa. |
Żabon: | Dobrze, ale co się wam w niej nie podoba? |
Dyrektor: | Szanowny Maestro, wytłumaczę panu. W okolicy się gnieździ kolonia bocianów. Wie pan, co to będzie, kiedy się dowiedzą, Że sobie z nich drwimy? Wszystkich nas tu zjedzą! Gdy się zjawia bocian, powiem to otwarcie, Wystawiamy mu jedną żabkę na pożarcie. On ją po cichutku połyka gdzieś z boku, A my na czas jakiś mamy święty spokój. |
Żabon: | A więc tak postępują w tym zamorskim kraju! Szkoda, że wcześniej nie znałem tutejszych zwyczajów. Ja bym nigdy nie oddał żadnej swojej żaby, Choć może mi brakuje światowej ogłady. |
Dyrektor: | Niech pan swoją operę czym prędzej poprawi, Bo w takiej postaci nikt jej nie wystawi. Ma nie obrażać bocianów i nie być zbyt trudna. Lekka, łatwa, przyjemna… |
Żabon mruczy pod nosem
Żabon: | I śmiertelnie nudna. |
Dyrektor: | Gdy pan skończy, proszę przynieść swe najlepsze arie. Wtedy porozmawiam z pańskim impresariem. |
Żabon: | Impresario? Kto to taki? |
Lokaj: | Żaba do wszystkiego, Co dba o artystę i myśli za niego. Przyślę panu dzisiaj Żabona pewnego. Ustali daty koncertów, mieszkaniem się zajmie, By pan, jako artysta, mógł tworzyć wydajnie. Zaplanuje pańską gażę i wszelkie wydatki, Zapewni pełną salę, dla solistów kwiatki, Żeby pan mógł się zająć wyłącznie operą, A po odliczeniu kosztów sam wyszedł na zero. |
Żabon: | Dziękuję za dobre rady, szanowny kolego, Ale czy nie można obejść się bez niego? |
Lokaj: | Ależ skąd, Maestro. Tu takie zwyczaje. Bez impresaria artyście nic się nie udaje. |
Żabon: | Przez swoje ambicje wpadłem tu paskudnie. (do Lokaja) Trudno, niech go pan przyśle jutro przed południem. |
Żabon z długopisem przegląda partyturę.
Żabon: | I kto z was mi powie, jak mam to poprawić? Żaby zadowolić, bocianów nie zrazić, Jednych nie obrażać, drugich nie rozśmieszać, Górne rech dopisać, w spory się nie mieszać… Bocian ma połknąć żaby, a może odwrotnie? Wszystko mi się miesza. Czuję się okropnie! |
Żabon pisze swoją operę. Wchodzi Impresario.
Impresario: | Dzień dobry. Pragnę zostać pańskim impresariem. Ustalmy może od razu moje honorarium. Biorę trzy czwarte zysków. |
Żabon przerażony
Żabon: | Aż tyle?! Dlaczego? |
Impresario: | Wie pan przecież, że jestem żabą do wszystkiego. A wszystko kosztuje i to bardzo wiele. Płacić musi ten, kto robi karierę. Aby się pokazać w świecie, drogi panie, Trzeba zmienić skórę, frak i uczesanie I nie mówić za głośno o swoich poglądach. Tu oceniają artystę po tym, jak wygląda. |
Obraca w kółko Żabona, ogląda go krytycznie.
Żabon: | Ale ja nie chcę nic zmieniać. Chcę pozostać sobą. |
Impresario: | Nie da rady, Maestro, trzeba iść za modą. Jeśli chce pan karierę robić w obcym kraju Musi pan tak tańczyć, jak panu zagrają. |
Żabon: | Trudno, niech tak będzie, skoro tak być musi. Na następne tournee już się nie dam skusić. |
Impresario odchodzi. Żabon dalej pisze swoją operę. Potem zbiera kartki i zadowolony niesie do dyrektora.
Żabon: | Napisałem właśnie operę od nowa. |
Dyrektor: | Nareszcie! Ta wersja wszystkim się spodoba. Jest taka, jak trzeba: niedługa, nietrudna, Odpowiednia dla wszystkich… |
Żabon: | Ale trochę nudna… |
Dyrektor: | Bierzmy się do pracy, czekają nas trudy. Zatwierdzam operę, można zacząć próby. |
Pieczętuje partyturę wielką pieczęcią.
Żabon: | Cudownie! A więc grajmy. Artyści, na scenę! Przekonałem się, że sukces ma tu swoją cenę. |
Wszystkie żaby wchodzą na scenę w podskokach.
Żabia Uwertura
Chór: | Już wstało dziś słonko Nad stawem, nad łąką I żabki beztrosko tam siedzą. We łzach też nie toną, Bo wszystkim wiadomo, Że żabek bociany nie jedzą. Kum, kum, rech, rech, |
Aria Chóru Żabolitan Opera
Chór: | Tak miło na łące, Lecz skryło się słońce I chmury się czarne zbierają. Bociany latają I czasem spadają… ach! A żabki wołają: to pech! Kum, kum, rech, rech, |
Żabia Uwertura
Chór: | Znów cisza na łące, Zabłysło znów słońce, O smutkach nic żabki nie wiedzą. We łzach już nie toną, Bo wszystkim wiadomo, Że żabek bociany nie jedzą. Kum, kum, rech, rech, |
Żabolita wyciąga głosem „rech” za wysoko i fałszuje.
Żabon: | Nie chcę pani wytykać, ale to też grzech, Żeby zamiast „c” śpiewać górne „rech”! |
Żabolita: | Pan mnie tu obraża, a więc powiem szczerze: Nie będę więcej śpiewać w tej pańskiej operze! Jest głupia, nieciekawa, zbyt długa, za trudna, Brzydka, nieprawdziwa i śmiertelnie nudna! |
Tupie nogą i odchodzi na bok obrażona
Żabon zdezorientowany
Żabon: | I jak można pracować z taką primadonną?! Och, gdybym miał przy sobie naszą Żabadonnę! Ale cóż, przyznaję, racja jest z jej strony. Sam ze swej opery jestem niezadowolony. (do chóru): Grajmy dalej, Żabolita jest trochę zmęczona, Ale jutro na pewno znów dołączy do nas. |
Żabia Uwertura
Chór: | Kum, kum, rech, rech, Kum, kum, rech, rech, Spotkać bociana to pech. Kum, kum, rech, rech, Kum, kum, rech, rech, Żabki napadać to grzech. |
Wpada bocian, żaby uciekają, chowają się pod liście. Żabon zostaje na środku, nakrywa się partyturą.
Bocian: | Kto tu wspomniał dziś o pechu? A która z żab nie ma grzechu? Którą zjeść żabeńkę, żabonka którego? Może wszystkie na raz? |
Żaby wołają chórem:
Żaby: | Nie, nie nas, zjedz jego. |
Wskazują na Żabona. Bocian chwyta Żabona za kołnierz.
Bocian: | Co widzę? Jaka nędzna i chudziutka żaba! Podsuwać mi taki kąsek to hańba i zdrada. Zaraz sam sobie żabkę tłuściejszą wybiorę. (Rozgląda się, żaby piszczą) O! Ta będzie w sam raz! (Wskazuje na Żabolitę, ta mdleje, żaby wachlują ją liśćmi) (do Żabona): Przyleciałem w porę. Ma pan szczęście, Maestro, że pana poznałem I chyba z nie lada opresji wyrwałem. |
Żabon: | A co pan tu robi? |
Bocian: | Przyleciałem w gości. Wygłaszam wykłady o zdrowej żywności. I proszę mi wierzyć: po moich wykładach Żaden rozsądny bocian żab więcej nie jada. Lubię jednak postraszyć trochę tych pyszałków, Co trzęsą się przede mną, a udają śmiałków. |
Tupie na żaby. Żaby chowają się pod liście
Żabon: | Po tylu przygodach dość mam Ameryki. |
Bocian: | Mogę pana stąd zabrać. Lecę do Afryki. Wygłoszę tylko po drodze krótki cykl wykładów, A potem wrócimy do naszego stawu. |
Żabon: | Nie wiem, czy się zdobędę na taką odwagę… |
Bocian: | Woli pan zostać zjedzony? |
Żabon: | Przekonał mnie pan! Jadę! |
Dyrektor: | A co z naszą operą? |
Żabon: | Siedzę tu daremnie. Potraficie ją świetnie zagrać i beze mnie. Nie jestem chyba tutaj potrzebny nikomu. Zabieram walizki i wracam do domu. |
Żabolita: | Ależ drogi Maestro, przepraszamy pana. To wszystko przez to, że się boimy bociana. |
Dyrektor: | Wybacz nam, Żabonie. Ciut przesadziliśmy. O pańskich przyjaciołach nic nie wiedzieliśmy. Jest pan wielkim artystą, chociaż z Łąki Małej. |
Żabon: | Dziękuję, ale dłużej tutaj nie zostanę. Muszę wracać do domu. |
Żabolita: | Żegnamy, Żabonie. |
Dyrektor: | Niech się pan zjeść nie da. |
Lokaj: | Albo nie utonie. |
Bocian zwraca się do żab
Bocian: | Do widzenia. My się jeszcze kiedyś zobaczymy. Na pewno wrócę do was już następnej zimy I sprawdzę, czy opera Maestro Żabona Jest z szacunkiem i porządnie przez was wystawiona. |
Scena III
Żabi staw.
Mama Żaba: | Uwaga, dzieci, widzę coś na horyzoncie. To może być bocian, więc lepiej się schrońcie, A ja będę wyglądać. Zostańcie w ukryciu. I cicho, jeśli chcecie pozostać przy życiu! |
Żabul: | Leci do nas bocian i coś w dziobie trzyma. |
Mama Żaba: | To koniec! Wybiła dla nas ostatnia godzina! Zaraz wyląduje. |
Żabuś: | Ale to nasz bocian! Śpiewał kiedyś w chórze. |
Mama Żaba: | Cicho siedź. Pamiętam. |
Żabuś: | Właśnie przyniósł nam w dziobie pana dyrygenta. |
Bocian: | Koniec podróży. Teraz będzie miękkie lądowanie. |
Żabon: | Dziękuję serdecznie, szanowny bocianie. (do żab): Nie bójcie się. Wróciłem calutki i zdrowy. |
Żabul: | Całe szczęście! Myślałem, że jest pan bez głowy. Lecieć w dziobie bociana to straszne ryzyko. |
Żabuś: | Dobrze, że nic złego z tego nie wynikło. |
Żabula: | Przeleciał pan ocean? To wyczyn nie lada! |
Żabadonna | Pierwsza z pana na świecie latająca żaba! |
Żabul: | Jak było w świecie? Czy będzie następna opera? |
Mama Żaba: | Dokąd w przyszłym roku znów się pan wybiera? |
Żabon: | Nie mówcie wszyscy na raz. Chwileczkę, kochani. Tak się cieszę, że nareszcie będę śpiewać z wami. Czy przychodzi tu człowiek? |
Żabenor: | Nasza scena dla niego jest zawsze otwarta. Prawie codziennie razem grywamy Mozarta. Czasem przyprowadza towarzystwo liczne. Podobno wszyscy chodzą do szkoły muzycznej. |
Żabul: | A nasze koncerty są ostatnio w cenie. Artyści ich słuchają by czerpać natchnienie. |
Żabuś: | Najpierw trochę Mozarta, Potem gadu, gadu,,br. A na kobiec wszyscy razem daj czadu. |
Żabuś naśladuje uchy perkusisty grając pałeczkami na podstawionych przez żaby liściach.
Żabon: | To ja chyba nie jestem potrzebny nikomu. |
Żabadonna: | Ależ drogi maestro! Witamy cię w domu! (całuje Żabona). |
Hymn dla Żabona
Chór: | Witamy, witamy, Maestro Żabonie. Wiadomo, że żaba tak łatwo nie tonie. Choć mała, zielona i w świecie nieznana, Potrafi rozbroić groźnego bociana. Witamy, witamy, Maestro Żabonie. Wiadomo, że żaba tak łatwo nie tonie. I choć na pożarcie jest wciąż wystawiana, Potrafi rozbroić każdego bociana. Kum, kum, rech, rech, |
Żabon: | Moje drogie żabki, będę z wami szczery. Jednak nie zrobiłem za morzem kariery. I chyba tę przyjemność innym pozostawię. Wolę wystawiać opery tu, w rodzinnym stawie. Mam wspaniałych artystów, odpowiednią scenę… Sukces w świecie ma dla mnie zbyt wysoką cenę. A ja jestem artystą, idę własną drogą I tworząc nie będę się słuchał nikogo. |
Żaby kumkają z aprobatą. Żabuś powoli podchodzi do bociana i przymila się do niego.
Mama Żaba: | Wracaj tu, Żabusiu! |
Żabuś: | Przecież nic nie robię! (do bociana): Czy mógłby mnie pan bocian Trochę przewieźć w dziobie? |
Mama Żaba: | Nie pozwalam! |
Bocian: | Ależ bez obawy. Tak, jak obiecałem Od paru miesięcy żab nie połykałem I każdego bociana serdecznie namawiam, By zmienił swoje życie i już żab nie zjadał. Powiem wam, kochani: jeszcze tego lata Wybieram się z młodzieżą na sprzątanie świata. I kto tylko zechce, niech też z nami leci. Niech z naszej planety znikną wszystkie śmieci. Bociany, żaby i ludzie powinni żyć w zgodzie I wspólnie zadbać o czystość w przyrodzie. A wiecie, drogie żaby, skąd mam tyle siły? To wasze opery tak mnie uskrzydliły! |
Żabuś: | Lubię pana od czasu, gdy pan żab nie jada. Ma pan dobre pomysły i do rzeczy gada. Zabiorę się z panem i namówię dzieci. Niech każde z nich zbierze chociaż worek śmieci. Nasza piękna planeta przecież tego warta. A gdy skończymy sprzątać, zagramy Mozarta. /td> |
Rozdaje dzieciom na widowni worki na śmieci.
Żabon: | Mam już świetny pomysł na nową operę. Bierzmy się do pracy. Szykujmy premierę! |
Hymn dla Żabona
Chór: | Do pracy, do pracy, Maestro Żabonie. Wiadomo, że żaba tak łatwo nie tonie. Choć mała, zielona i w świecie nieznana, Potrafi oswoić każdego bociana. Kum, kum, rech, rech, Zachodzi już słonko nad stawem, nad łąką Kum, kum, rech, rech, |
Na koniec dzieci, które umieją grać wykonują dowolny utwór Mozarta na dowolnych instrumentach