Jacek Piechota. Refleksje
Jacek Piechota. Refleksje. Wydanie I
Autor: | Jacek Piechota |
---|---|
Rok: | 1998 |
Tytuł: | Refleksje |
Uwagi: | Debiut literacki |
Wydawnictwo: | Opta |
ISBN | ISBN 83-87253-10-3 |
Okładka: | ![]() |
Tekst: | Poniżej |
Jacek Piechota. Refleksje. Wydanie II
Autor: | Jacek Piechota |
---|---|
Rok: | 1999 |
Tytuł: | Refleksje |
Uwagi: | Wydanie drugie |
Wydawnictwo: | Opta |
ISBN | ISBN 83-88054-00-7 |
Okładka: | ![]() |
Tekst: | Poniżej |
Jacek Piechota. Reflections – Refleksje. Wydanie I dwujęzyczne
Autor: | Jacek Piechota |
---|---|
Rok: | 2001 |
Tytuł: | Reflections – Refleksje |
Uwagi: | Pierwsze wydanie dwujęzyczne angielsko – polskie |
Wydawnictwo: | Opta |
ISBN | ISBN 83-88054-05-8 |
Okładka: | ![]() |
Tekst: | Poniżej |
Tekst wierszy
Twe oczy Czarne Przepastne Ogromne. Wszechświat Zaklęty w źrenicach. Na ich dnie Gdzieś Nieskończenie daleko Błyszczą gwiazdy Których kiedyś Nie było. Gdy mrugają Zalotnie Wtedy Wiem Że kochasz. I że miłość Może Zapalać gwiazdy. 6.05.98 |
Your eyes Black Abysmal Immense. The universe Enclosed in your pupils. In their depths Somewhere Infinitely distant Shining stars That once Weren’t there. When they twinkle Coquettishly Then I know That you love. And that love Can Light up the stars. 6.05.98 |
Album Wspomnienia Nic takiego. Tylko ta samotna ławka na brzegu morza Szarpana wichrem, smagana deszczem Odsłaniająca wnętrze – Drewno przeżarte pleśnią – Przypominająca, że byliśmy tam kiedyś. I tylko ten ledwie widoczny ślad warg Na twoich zdjęciach. To tylko Album Wspomnienia To nic takiego. 22.05.98 |
An album Memories Nothing much. Just this lonely bench at the edge of the sea Shaken by winds, lashed by rain Revealing the inside – Decaying wood – Reminding that we were there once. And only the faint trace of lips On your pictures. It’s just An album Memories Nothing much. 22.05.98 |
Ty nie chcesz A ja nie mogę nic mówić. Milczysz. Nie zniosę dłużej tej ciszy. Mów do mnie: Zanim cisza zabije miłość. Mów do mnie: Zanim ogarnie mnie ciemność. Powiedz coś wreszcie Jeśli nie chcesz Żeby następny odgłos Był dźwiękiem Pękającego serca. 27.05.98 |
You don’t want to And I can’t say anything. You are silent. I can’t stand it anymore. Speak to me: Before silence kills love Speak to me: Before darkness engulfs me. Say something at last If you don’t want The next sound to be The sound Of a heart breaking. 27.05.98 |
Na dnie mojej duszy Jak w jądrze planety Gorąca miłość Wybuchająca czasami Gejzerami wierszy. A potem – na zewnątrz cisza A w środku – szalejący płomień. I tylko ten Kto nieszczęśliwie kocha Wie, że piekło może być Ogniem płonącym wewnątrz. 27.05.98 |
At the bottom of my soul Like in the core of a planet Burning love Sometimes exploding In geysers of poetry. And then – silence on the outside But inside – a wild flame. And only he Who loves in sadness Knows that hell can be A fire burning from within. 27.05.98 |
Jestem mężczyzną Silnym i twardym jak skała Więc gdy powiedziałaś mi: żegnaj Zadrżałem tylko. A teraz Boję się nocy Bo wiem, że znów Gdy wstanę Ujrzę ślad łez na poduszkach. Gdy rano wyschną Znów będę Silnym i twardym jak skała Nikim. 7.06.98 |
I am a man Strong and sturdy like a rock When you told me: goodbye I only shuddered. But now I’m afraid of the night Because I know That when I wake up I’ll see the trace of tears on the pillows. When morning dries them I will again be Strong and sturdy like a rock Nobody. 7.06.98 |
Zwykły dzień I nagle burza – odchodzisz. Wiem, że mój świat dziś się kończy. Proszę Cię: zostań. Nie chcesz. Odchodzisz. Błagam Cię: wróć. Nie wracasz. Jesteś daleko. Powiedz mi chociaż: dlaczego? Przecież mnie kiedyś kochałaś? Milczysz. To już noc? Nic tu po mnie. Ja też odejdę w mrok – wiecznego milczenia. 8.06.98 |
An ordinary day And suddenly a storm – you leave. I know that today my world is coming to an end. I plead: stay. You refuse. You leave. I beg you: come back. You do not. You are far away. At least tell me: why? You used to love me, didn’t you? You say nothing. Night already? No use for me here. I too will go away into the twilight – of perennial silence. 8.06.98 |
Chciałbym być z Tobą Nie mogę Oddałem Ci duszę Lecz ciało – przykute łańcuchem słowa danego innej przed Bogiem – Zostało. Dusza – jak szmata rozdarta Ciało – już puste i martwe I tylko serce szalone Wciąż bije. Ja wierzę, że kiedyś wybije Godzinę spotkania Więc – jeszcze żyję. 8.06.98 |
I’d like to be with you I can’t I’ve given you my soul But my body – chained by a promise given to another before the face of God – Stays. My soul – ripped apart like a rag My body – now hollow and deceased And only my wild heart Still beating. I believe that someday it will sound out The time of meeting So – I live on. 8.06.98 |
Córce
Ty wiesz 8.06.98 |
To my daughter
You know 8.06.98 |
Odeszłaś. Zostały mi tylko Samotne noce Pełne milczenia. Został mi również Dom pusty, w którym Nikt na mnie nie czeka. I został mi jeszcze Sznur zwisający z sufitu – – nić Ariadny Wskazująca drogę do Ciebie Przez krainę wiecznego milczenia. 4.07.98 |
You’ve gone away. All I have left is Lonely nights Filled with silence. I also have An empty home, Where no one waits for me. And this rope I have left Hanging from the sealing – – Ariadne’s thread Showing the path to you Through the land of eternal silence. 4.07.98 |
Gdy ujrzałem Twe oczy ogromne, płonące Usta spragnione I ciało drżące Wiedziałem, że będziesz moja To była nagła choroba Miłosna grypa Sekswirus Strzała Amora Trzydniówka – chwil zapomnienia. Gdy teraz znów widzę Twe oczy ogromne, płonące Usta spragnione I ciało drżące Wiem, że to przewlekła choroba Miłosna lepra Paskudny bakcyl Zemsta Amora Ćwierć wieku – chwil zapomnienia. Czy na to naprawdę lekarstwa nie ma? 5.07.98 |
When I saw Your huge eyes, aflame Lips, thirsty And your body shivering I knew, that you will be mine It was a sudden illness A love flu A sex-virus Cupid’s arrow Three days of oblivion. Now, when I look again At your huge eyes, aflame Your lips, thirsty And your body shivering I know that it’s a lingering disease Love leprosy A nasty bacillus Cupid’s revenge Quarter of a century of oblivion. Is there really no cure for this? 5.07.98 |
Jestem tylko Maleńkim Górskim kwiatuszkiem. Rosnę Na nagiej skale W zimnie i deszczu Szarpany wichrem. Żyję tak krótko Że nawet Nie mam czasu Na marzenia. I wiem Że niebawem zginę. A jednak Gdy w dzień chłonę Nikłe promyki Słońca I gdy nocą Rozchylam koronę Aby spojrzeć W nieskończoność Wszechświata Wierzę Że kiedyś nadejdzie Mój Mały Książę. I wtedy Moje korzenie Kruszą granit. 19.07.98 |
I am just A little Mountain flower I grow On nothing but rock In the rain and cold Pulled and pushed by the wind My life is so short That I have No time To dream. I know That I’ll die before long. But still When in the day I absorb those few rays of sunlight And at night, when I Unfold my crown To gaze at The infiniteness of the universe I believe I’ll soon see My Little Prince. That’s when My roots Crush granite. 19.07.98 |
Jestem rośliną/człowiekiem Bożym chwastem Zwykle nikomu niepotrzebnym. A jednak Wyciągam głowę Ku Słońcu/Bogu Aby otrzymać Życie/Zbawienie. Dumnie Bo mimo Że jestem nikim Jestem przecież Kimś Niezbędnym Na Ziemi/W Bożym dziele. 19.07.98 |
I’m a plant/human One of God’s weeds Usually quite useless. But I do Extend my head Towards the Sun/God To receive Life/Salvation. Proudly Despite being Nobody Because I am someone Inevitable On Earth/In God’s work. 19.07.98 |
Człowieku Ty, który Kochasz przyrodę: Widzisz przelatujące ptaki. Słyszysz brzęczenie owadów. Czujesz zapach konwalii. Czy widzisz też Siny dym nad łąką? Czy słyszysz Przedśmiertny krzyk Umierających stworzeń? Czy czujesz ból Źdźbeł trawy Miażdżonych ludzką stopą? Boże Ty, który Kochasz człowieka: Patrzysz na Nas. Czy widzisz wszystko? Czy miłość zawsze jest ślepa? 22.07.98 |
Man You, who Loves nature: You see birds flying by. You hear insects buzzing. You sense the smell of lilies. Do you see the thick smoke Above the meadow? Can you hear the Death cries of creatures? Do you feel the pain Of blades of grass Being crushed by human feet? God You, who Loves man: You look at us. Do you see everything? Is love always blind? 22.07.98 |
Chciałem być Kapitanem okrętu Pływać po morzach i oceanach Wydawać rozkazy Dokąd płynąć Gdzie zarzucić kotwicę Rozwijać żagle Walczyć z burzami. Być tym Który na mostku Pierwszy oznajmia Na horyzoncie – ziemia. Salutować tłumom Gdy okręt w pełnej gali Wpływa do portu. Być panem życia i śmierci Swojej załogi. Pierwszym po Bogu Który ostatni Schodzi z pokładu Kiedy nadejdzie Czarna godzina. Lecz Gdy odeszła Ta Którą kochałem Zobaczyłem Jak trudno być Kapitanem Okrętu Samego siebie Płynącego Po morzu życia. 25.07.98 |
I wanted to be The captain of a ship Sailing on seas and oceans Giving out orders Where to head When to throw the anchor Roll out sails Fight the storms. To be the first Who stands on the deck And calls out Land – on the horizon. Saluting the crowds When our gallant ship Enters the docks. To have the lives Of the crew in my hands. First after God Last to abandon ship When the time comes But When the one I loved Left had left I saw How difficult it is To be captain Of the ship Of one’s self Sailing Across the sea of life. 25.07.98 |
Na skrzyżowaniu nieskończoności Świata atomów i Kosmosu Stoi bezradny człowiek Trzymany za rękę przez Matkę-Ziemię. Dukający pierwszą literę Kosmicznego alfabetu: E=mc2. Był już na swoim pierwszym spacerze W księżycowym parku. Teraz chciałby zwiedzić świat cały: Miasta – gwiazdy Państwa – galaktyki. Lecz najpierw – kosmiczna szkoła. Pała z kosmicznej etyki. Nauczyciel? Mały, zielony człowiek. 27.07.98 |
At the crossing of infinity The world of atoms and the cosmos Stands a helpless man His hand held by Mother-Earth. Stuttering the first letter Of the cosmic alphabet: E = mc². He’s already been on his first walk In the lunar park. Now he’d like to see the whole world: City – stars Country – galaxies. But first – a cosmic school. A fail in cosmic ethics. The teacher? A little, green man. 27.07.98 |
Jesteśmy razem Tak długo – A jakby oddzielnie. Lecz wciąż pamiętam Pieszczotę Twoich włosów Które nie zdążyły jeszcze Wyschnąć na wietrze. Pamiętam mech leśny Który udzielał schronienia Naszym głowom. Pamiętam pierwsze pocałunki. Pamiętam też słowa Które chciałem Ci wtedy powiedzieć. Dusza śpiewała. Usta milczały. Z czasem Dusza zamilkła. Zostały tylko Namiętne, szalone Nigdy nie wypowiedziane słowa. Czy można Powiedzieć je dzisiaj? Czy można Obudzić uśpioną duszę? I spod popiołów Smutnych doświadczeń Odgrzebać i rozniecić na nowo Tamten płomień? Jesteśmy razem Tak długo. Czy potrafimy Być znowu razem? 27.07.98 |
We’re together For so long – But somehow apart. I still remember The soft touch of your hair Not dried yet In the wind. I remember the woods moss On which we laid our Heads to shelter. I remember the first kisses. I also remember words That I wanted to say to you. My soul was singing. My lips were silent. With time My soul silenced itself. Only wild, passionate, Unspoken words were left. Can they be spoken today? Can a sleeping soul be awoken? And unearthed from the ashes Can that fire Be inflamed again? We’ve been together For so long. Can we be Together again? 27.07.98 |
Mówiłem Ci słowa Cierpkie Jak owoc tarniny. Słowa Złe i niepotrzebne. Wracałem Późną nocą Bóg wie skąd Bez pocałunku Na powitanie. Widywałem często Łzy smutku W Twoich oczach. Walczyłem. Raniłem serce. Nie wiedziałem Jaki zadaję Ci ból Dopóki Nie poczułem Że tak naprawdę Na pobojowisku Jest tylko Jedna Nasza Zraniona Dusza. 27.07.97 |
I told you words Harsh Like black thorn fruit. Words Wrong and unnecessary. I came home Late at night God knows where from Without a kiss To greet you. I often saw Tears of sadness In your eyes. I fought. I hurt your heart. I didn’t know of The pain I’m inflicting Until I realized That out in the battlefield There’s only One Our own Wounded Soul. 27.07.97 |
Gdy byłem młody Myślałem, że życie To spirala rozwoju Po której człowiek Stale pnie się w górę. W wieku średnim Zobaczyłem, że człowiek Zaprzęgnięty do kieratu życia Kręci się w kółko bez sensu I czasem pada pod jego ciosami. Teraz, gdy jestem już stary Sądzę, że życie To tylko taka piekielna maszynka Do przemielenia ludzkiego mięsa I oddzielenia Tych anielsko miękkich I grzesznych charakterów Przeznaczonych Na diabelskie kotlety Od tych diabelnie twardych I świętych Wyrzucanych do … nieba. 27.07.98 |
When I was young I thought that life Is a spiral of growth For man to Climb up on. At middle age I saw, that we are Tied to the harness of life Circling nonsensically Falling occasionally under its blows. Now, when I’ve become old I think, that life Is just a hellish machine Used for grinding human meat And separating Those heavenly soft Sinful characters Intended for Devils’ cutlets From those terribly hard And holy Thrown out … into heaven. 27.07.98 |
Gdy Syn człowieczy Stał na progu śmierci. Wiedział Że wyrokiem Boga Musi za nas umrzeć Aby odkupić świat. Że jego cierpienie Nie pójdzie na marne. Że zmartwychwstanie I będzie żył wiecznie. Tysiące synów ludzkich Staje codziennie Na progu śmierci I pije swój Kielich goryczy. Dlaczego Nic im nie mówisz Boże? 15.08.98 |
When The son of a man Stood at the door of death. He knew That it is God’s will For him to die To redeem the world. That his pain Will serve a cause. That he will rise And live eternally. Thousands of sons of man Stand everyday To face death Drink their cup of sorrow Why don’t you tell them anything God? 15.08.98 |
Po morzach i oceanach Pływa statek-widmo. Nikt nie wie Skąd przybywa I dokąd dąży. Pojawia się nagle Krąży to tu to tam I znika nagle we mgle. I tylko w ludzkich sercach Pozostawia niepokój I strach przed niewiadomym. Człowiek Pojawia się na morzu życia Jak statek-widmo. Miota się to tu to tam. Gdy staje na progu śmierci W jego sercu czai się niepokój I strach przed wielką niewiadomą. Potem nagle znika. Pozostaje po nim Ślad w ludzkiej pamięci Krótkotrwały Jak ślad na wodzie Po przepływającym Okręcie-widmie. 15.08.98 |
Across seas and oceans Sails a phantom ship. Nobody knows Where it comes from Or where it’s heading. It appears abruptly Circles here and there Then disappears suddenly in the fog. Leaving unrest And fear of the unknown In people’s hearts. Man Appears on the sea of life Like a phantom ship. Throws himself about Here and there. When he stares in the face of death Restlessness troubles his heart And fear of the great unknown. Then suddenly he disappears. Leaving a trace In human memory Brief Like the wake Left by a passing Phantom ship. 15.08.98 |
Czasami W księżycową noc Staję w oknie Rozwijam skrzydła I wylatuję Na poszukiwanie Świeżej krwi. Z góry widzę: Pijaków Palaczy Narkomanów Dziewczęta zarażone AIDS Pacjentów Z żółtaczką wszczepienną Ludzi zatrutych Pestycydami Smogiem Wodą Środkami nasennymi Stresem. Spotykam tych Tuż przed zawałem Ze złogami Ohydnego tłuszczu w żyłach. Małe dzieciny Karmione mlekiem Których krew Już jest Śmiertelną trucizną. Widzę jak młode wampiry Wiedzione głodem Obsiadły pobliski Bank krwi. Ja Wampir starej daty Coraz częściej Kołuję nad miastem Bezradnie. Coraz częściej Wracam Do domu Głodny. 25.08.98 |
Sometimes On a moonlit night I stand in my window I spread my wings And fly out To look for Fresh blood. From above I see: Drunkards Smokers Drug addicts Girls infected with AIDS Patients With jaundice People poisoned with Pesticides Smog Water Sleeping pills Stress. I meet thosev Just before a stroke With clots Of disgusting fat in their veins. Little babies Fed milk Whose blood Is already A deadly poison. I see young vampires Lead by craving Crowding a nearby Blood bank. I An old fashioned vampire More often Circle above the city Helplessly. More and more often I come home Hungry. 25.08.98 |
Śnił mi się sen. W rajskim Ogrodzie Eden Stał Młyn do odpadów Żarna do mielenia Nikomu niepotrzebnych Śmieci. Przepuszczony Przez żarna życia Nieubłaganie miażdżące I wypluwające Miliony ludzkich istnień Nikomu niepotrzebny Odpad – Człowiek Został wyrzucony Na Ziemię. Jego śmiertelne Rozkładające się ciało Stworzyło próchnicę Na której wyrosła Boża siejba. Owoce – ludzkie dusze – Byłyby takie Dorodne Wspaniałe i piękne Gdyby nie te Diabelne robaki Toczące je od środka. 30.08.98 |
I dreamt a dream. In the paradise garden of Eden Stood A mill for refuse A processor for grinding Useless trash. Passed through The mill of life Mercilessly crushing And spitting out Millions of human beings A piece of refuse of No use to anyone – Man Is thrown onto The Earth. His mortal Decaying body Created the soil On which God’s crop sprouted. The fruits – human souls – Would be so Magnificent and gorgeous If not for The diabolical maggots Eating them from the inside. 30.08.98 |
Śnił mi się sen. Straszny. Człowiek Przed sądem natury. Krzyk Ginącego świata. Ból Umierającej Ziemi. Lęk Przed totalnym Unicestwieniem. Trwoga konania Milionów Przedwcześnie odchodzących Stworzeń. Ziemia Zamieniona przez ludzi W jedną wielką – Świątynię Zagłady. Skazany Na wieczny krzyk Umarły Wędruję Z innymi trupami I wszędzie Z mocą Jerychońskich trąb Wołam: Że ludzie Że świat Że cierpi Że umiera Że trzeba … Jedźmy. Nikt nie słucha. 30.08.98 |
I dreamt a dream. A horrible one. Man In nature’s court. The scream Of a perishing world. The pain Of a dying Earth. Fear Of total Annihilation. The mortal fright Of millions Of creatures Prematurely passing away. Earth Transformed by people Into one, great – Temple of Doom. Condemned To eternal screaming Dead I wander With the other corpses And everywhere I go With the power of The horns of Jericho I yell: That people That the world That it’s suffering That it’s dying That we must … Let’s ride No one is listening. 30.08.98 |
Gdy Późną nocą Przykładam lufę Do skroni Myślę Że gdyby znalazło się Dziesięć osób W oczach których Zabłysłaby łza Na wieść o mojej śmierci Nie pociągnąłbym Za spust. No niechby choć pięć? Cztery? Chociaż dwie? Już wiem Że tylko Ty. Gdy budzę się rano Marzę Żeby to była Prawda. 10.09.98 |
When Late at night I put the barrel To my temple I think That if I were to find Ten people Whose eyes would glint With a single teardrop At the news of my death I wouldn’t pull The trigger. Well maybe at least five? Four? At least two? I know already There’s just you. When I wake up I wish For this to be true. 10.09.98 |
Gdy późną nocą Grasz na pianinie Siedzę w fotelu I słucham. W mdłym blasku latarń Wpadającym przez okno Widzę Gromadzące się cienie – – duchy muzyków. Mówią Że gdy trafi się ktoś Kto zagra Jak On – Mistrz – W.A.M* Wtedy Bóg Zatrzyma czas. A potem stworzy Nowy świat. Najpierw Oddzieli dźwięk od ciszy A potem rzeknie: Niech się stanie muzyka. 25.09.98 |
When late at night You play the piano I sit in my chair And listen. In the faint glow of the street lamps That shines through the window I see Shadows gathering – – the ghosts of musicians. They say That when someone plays Like He did – the Master – W.A.M.* Then God Will stop time. And afterwards Create a new world. First He’ll separate sound from silence And then he will command: Let there be music. 25.09.98 |
Rankiem W hałaśliwym tłumie W wielkomiejskim zgiełku W łoskocie samochodów Ja – człowiek sukcesu Jadę do biura. Spokojny, pewny. Czuję siłę swojego portfela. Po południu Obiad u K. Golf Basen Siłownia Tenis. Wieczorem Teatr Dziewczyny łatwe i piękne Samochody, konie, kasyno. I tylko Księżyc Wie Że nocą Piję samotnie Żeby zapomnieć O łzach w oczach Starca – – grzebiącego W śmietniku. 28.09.98 |
Mornings Through the noisy crowd The big city hubbub Roaring cars I – a man of success Drive to my office. Calm, confident. I feel the strength of my wallet. In the afternoon Dinner at K.’s Golf Swim Gym Tennis. In the evening Theatre Girls, easy and beautiful Cars, horse races, casino. And only the Moon Knows That at night Alone, I drink To forget About the tears in the eyes of An old man – – digging In a trash can. 28.09.98 |
I cóż powiemy gwiazdom Gdy nad Ziemią Pojawi się błysk Jaśniejszy niż tysiąc słońc? Że ludziom zabrakło wiary? I cóż powiemy Księżycowi Któremu przyjdzie świecić Nad martwą pustynią? Ze ludziom zabrakło serca? I cóż powiemy Słońcu? Że godzina zagłady nadeszła Ponieważ przy guzikach wyrzutni Zabrakło dwóch sprawiedliwych? I cóż powiemy Bogu Kiedy nadejdzie godzina sądu? Że teraz już wiemy Że świat pozbawiony miłości Nie może istnieć? A jeśli Bóg odpowie Że On już nie wierzy W Człowieka? 11.10.98 |
What will we tell the stars When a flash Brighter than a thousand suns Appears above the Earth? That people lost faith? And what will we tell the Moon When it shines On a lifeless desert? That people lacked heart? And what will we tell the Sun? That it’s time for extermination Because we were short of Two righteous people to Operate the launch sequence? And what will we tell God When judgement day comes? That we know now That a world rid of love Cannot exist? And what if God answers That He doesn’t believe in Man anymore? 11.10.98 |
Niebawem może Nadejść dzień Gdy nad światem Pojawi się blask Jaśniejszy niż Słońce. Gdy za późno już będzie By dostrzec Bożą rękę wyciągniętą W kierunku człowieka. Gdy żywioły cztery Oddane w ręce Szatana Rozpętają swą moc W dzień Apokalipsy. Aby zbudować schron Nie trzeba betonu. Wystarczy płaszcz Codziennej modlitwy. Uśmiech na twarzy dziecka Że dziś jesteś trzeźwy. Łza uroniona Nad niedolą bliźnich Która w godzinie sądu Zaświadczy Że jednak Byłeś Człowiekiem. 12.10.98 |
There may soon Come a day When a light Brighter than the Sun Will appear above the world When it will already be too late To perceive God’s hand stretched out Towards Man. When the four elements Given in Satan’s grasp Will release their full force On the day of the Apocalypse. To build a shelter You don’t need concrete. Just a cloak of A daily prayer. A smile on the face of a child That you’re sober today. A tear shed For your fellow man’s adversity Which, when your time comes, Will prove That you Were human. 12.10.98 |
Mijają Dni Miesiące Lata A my wciąż Jesteśmy razem Powiązani Wspólną przeszłością Gordyjskim Małżeńskim węzłem Oplątani – miłością Nierozłączni Jak bracia syjamscy Połączeni – sercem. 30.10.98 |
Days Months Years Go by And we’re still Together Tied By a mutual past A Gordian Matrimonial bond Tangled in love Inseparable Like Siamese twins Connected – at the heart. 30.10.98 |
Nie wiem Ile w życiu przeszedłeś. Może Twe serce z kamienia. Może w nim nie ma litości. A jeśli Jak stal zbyt hartowana Pęknie za wcześnie Bo w nim zabrakło miłości? Popatrz Wiosna nadeszła. Na skałach kwitną pierwiosnki. Świat się do życia budzi. Obudź się z nim – do miłości. 30.10.98 |
I don’t know How much you’ve gone through in your life. Maybe your heart is a rock. Maybe it feels no mercy. But what if Like steel overly tempered It breaks early Because there was no love in it? Look It is springtime. Primroses are blooming. The world is coming to life. Wake along with it – to love. 30.10.98 |
Czymże jest człowiek Jeśli nie Bożym tchnieniem Obleczonym w ciało? Cząstką nieskończoności Której dodano Umysł, serce i zmysły? Czymże jest dusza Jeśli nie iskrą Bożą Która – rzucona w surową glinę – Powinna utworzyć Szlachetną porcelanę Brzmiącą subtelnym dźwiękiem Miłości, sztuki, muzyki, piękna? Która tak często – Wypalana w piekle Szarego codziennego życia – Pęka. 6.11.98 |
What is a man If not a God’s breath Wrapped in a body? A part of infinity Given A mind, a heart, and senses? What is a soul If not a God’s spark Which – thrown onto raw clay – Ought to create Fine porcelain Sounding with a subtle ring Of love, art, music, and beauty? Which burned in the hell Of everyday life So often – Breaks 6.11.98 |
To tylko Zwykły dzień Beznadziejny jak inne. I Ty Znana od lat Taka Szara Codzienna. I nagle Gdzieś w piersi Drgnięcie A potem Oszalały rytm serca Wybijającego Twoje imię. Pytasz mnie wzrokiem Czy coś się stało? Nie wiem. To tylko Ta, która nigdy nie wraca – Wróciła I tylko – Znów jesteś dla mnie – Najważniejsza. 17.11.98 |
It’s just An ordinary day Hopeless like the others. And you Known to me for years So Grey Everyday. And suddenly In my chest A throb And then My heart beating wildly Beating out Your name. You look at me questioningly Has something happened? I don’t know. It’s only her, She that never returns – She came back And again – You Are most important to me. 17.11.98 |